List w butelce na plaży w Łebie. Poruszające wyznanie ojca. "Serce pękło"
Para turystów, która odpoczywała na plaży w Łebie, znalazła list zamknięty w butelce. Jak się okazało, napisał go zrozpaczony ojciec do swojej zmarłej córki.
Jak relacjonuje "Dziennik Bałtycki", butelka wrzucona do morza była przezroczysta i w bardzo dobrym stanie. List znajdujący się w środku również nie wyglądał na stary.
List w butelce na plaży w Łebie. "Moje serce pękło"
Butelkę znalazł na plaży w Łebie Włoch o imieniu Andrea i pokazał ją swojej przyjaciółce Elżbiecie. Kobieta przekazała, że na początku pomyślała, że list został włożony do środka dla zabawy przez nastolatkę.
- Kiedy to zaczęłam czytać, moje serce niemal pękło. Nie mogłam powstrzymać się od łez. Nie byłam w stanie się opanować - powiedziała lokalnemu dziennikowi turystka.
Zobacz też: Prognoza pogody do listopada. Przedłużone lato?
Wzruszający list znaleziony na plaży w Łebie
Jak się okazało, list został napisany przez ojca do córki Wiktorii. Ta zmarła najprawdopodobniej 15 maja.
List mężczyzny był napisany na dwóch stronach i zwinięty w rulon. Zrozpaczony ojciec mówił w nim m.in. o bólu, tęsknocie, a także pustce, której nie potrafi zapełnić po śmierci Wiktorii.
"15 lipca mijają dwa miesiące od Twojej śmierci. (...) Czekam, kiedy przyjdziesz do mnie, przytulisz się do mnie i uspokoisz, mówiąc, że jest Ci już dobrze. Wtedy może mój ból osłabnie i nadejdzie ukojenie. Dlatego czekam tego dnia, kiedy zobaczę Cię znowu uśmiechniętą. Na tym kończę mój list do Ciebie. Powierzam go morzu, a Tobie córeczko mówię: żegnaj i do zobaczenia. Twój na zawsze kochający Tato. P.S. Kocham Cię, Wiktorio" - zacytował fragment listu "Dziennik Bałtycki".
Gazeta dodała, że przez szkło widać było jedynie fragment listu. Nieznane są okoliczności śmierci Wiktorii.
Butelka z listem wróciła do morza
Z listu wynika, że ojciec nie chciałby, aby butelka została otwarta, tylko pozostała w morzu. Dlatego Andrea oraz Elżbieta postanowili przekazać butelkę z listem kapitanowi jednostki "Hunter" z Łeby Jarosławowi Stechewiczowi.
Przeczytaj też: Tragedia w Rozewiu. Nie żyje ojciec, syn zaginął w Bałtyku
W sobotę kapitan wyrzucił butelkę do morza w odległości 36 mil morskich od brzegu. Mężczyzna przekazał również współrzędne GPS miejsca, w którym butelka znów trafiła do wody.