W Iraku metoda faktów dokonanych
W Basrze, drugim największym mieście w Iraku, Brytyjczycy ustanowili przejściową administrację, na której czele stanął bliżej nieznany miejscowy szejk. Tym samym wojska brytyjskie prowadzą politykę faktów dokonanych - sądzą eksperci wpływowego amerykańskiego ośrodka badawczego Stratfor.
09.04.2003 | aktual.: 09.04.2003 13:22
Brytyjski rzecznik wojskowy płk Chris Vernon potwierdził, że brytyjskie dowództwo spotkało się w poniedziałek z miejscowym szejkiem i zwróciło się do niego o utworzenie komitetu administracyjnego, reprezentującego różne ugrupowania południowego Iraku.
"Nie jest jasne, czy uprzedzono o tym (amerykańską) ekipę OHRA (skrót od Biuro Odbudowy i Pomocy Humanitarnej), która we wtorek w 20-osobowym składzie rozpoczęła pracę w portowym mieście Um Kasr" - piszą eksperci Stratforu. Rzecznik szefa ekipy, amerykańskiego generała w stanie spoczynku Jaya Garnera, nie miał w tej sprawie żadnych informacji.
Analitycy ośrodka zwracają uwagę, że w wyniku działań brytyjskich przejściowa lokalna władza w Basrze powstaje przed powołaniem pod auspicjami USA cywilnej administracji Iraku i przed kapitulacją reżimu Saddama Husajna.
"Waszyngton, chcąc nie chcąc, będzie musiał współpracować z władzami powołanymi przez Brytyjczyków, jeśli nie chce po raz drugi zmieniać reżimu, tym razem w Basrze" - dodają.
Powołanie przejściowych władz w Iraku komplikuje się także w innych rejonach kraju. Zdaniem ekspertów ośrodka, rola, jaką odegrał szyicki wielki ajatollah Said Ali Sistani w czasie walk o Nadżaf 3 kwietnia, daje mu dogodną możliwość wpływania na skład przejściowej administracji. Sistani wezwał szyitów, by nie stawiali Amerykanom oporu.
Szyici stanowią większość ludności Iraku, ale władzę w kraju od dawna sprawuje elita sunnicka. Szyici i sunnici to wyznawcy dwóch zasadniczych odłamów religijnych islamu.
Dwa zbrojne ugrupowania: Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku, zrzeszająca bojowników szyickich na południu, i kurdyjscy peszmergowie ("bojownicy śmierci") na północy, także wywrą wymierny wpływ na kształt przyszłej administracji.
Szczególnie newralgiczna jest sytuacja na północy Iraku, bo Amerykanie mają tam niewielkie siły. Z tego powodu o tym, kto tam przejmie władzę, zadecydują Kurdowie i Turcy, niekoniecznie w drodze pokojowej - sądzi Stratfor.
Jeszcze innym problemem dla Amerykanów organizujących tymczasowe władze jest to, że wśród kandydatów na kierownicze stanowiska nie mają żadnych miejscowych sunnitów, tylko sunnickich emigrantów. Sunnici stanowią elitę reżimu Saddama, dowodzą też wojskami irackimi. Przed wybuchem wojny podawano, że Waszyngton kontaktuje się potajemnie z wybranymi dowódcami irackimi w nadziei, iż w decydującej chwili opuszczą Saddama. Na razie jednak nie ma żadnych wiadomości, aby któryś z nich to uczynił.
Eksperci ośrodka Stratfor nie wykluczają sytuacji, w której Amerykanie będą kontrolować Bagdad otoczeni przez wrogie im i podzielone między sobą resztki rozbitego sunnickiego reżimu, podczas gdy szyici i Kurdowie będą ustanawiać własne władze. (aka)