W "Halembie" drugi dzień prac ekspertów w ramach wizji lokalnej
Trzynastoosobowa grupa pracowników
kopalni "Halemba" i specjalistów Okręgowego Urzędu Górniczego
(OUG) w Gliwicach zjechała pod ziemię, by
kontynuować prace w ramach wizji lokalnej rejonu ubiegłorocznej
katastrofy w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej.
W wyniku wybuchów metanu i pyłu węglowego w listopadzie zeszłego roku zginęło tam 23 górników. Rozpoczęta w czwartek wizja lokalna miejsca katastrofy, a także rezultaty badań pobranych tam próbek, powinny ostatecznie wyjaśnić wątpliwości związane z okolicznościami tragedii.
Grupa, która zjechała pod ziemię w piątek, zinwentaryzuje wszystkie urządzenia znajdujące się, podczas katastrofy, w rejonie likwidowanej ściany. Potem pracownicy kopalni zdemontują i wywiozą na powierzchnię wybrane urządzenia elektryczne - powiedziała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Edyta Tomaszewska.
Wyjaśniła, że energomechanicy z gliwickiego OUG zdecydowali już, by przetransportować na powierzchnię m.in. wentylatory, silnik kołowrotu, instalację oświetleniową, wyłączniki elektryczne, czujniki gazometrii automatycznej i urządzenia sygnalizacji porozumiewawczej. Sprzęt ten zbadają specjaliści z kopalni doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie.
Tomaszewska wyjaśniła, że - jeśli nie zapadną inne decyzje w tej sprawie - prawdopodobnie będzie to ostatni etap pracy specjalistów pod ziemią. Rejon katastrofy zostanie po wywiezieniu urządzeń do badań zabezpieczony, m.in. przez stałą zdalną obserwację utrzymującej się w nim atmosfery.
Eksperci powołanej przez prezesa WUG, Piotra Buchwalda, specjalnej komisji wyjaśniającej przyczyny tragedii w najbliższych dniach będą teraz prowadzić badania i opracowywać wnioski na podstawie materiałów zebranych podczas czwartkowej i piątkowej wizji. Gdy wnioski będą już gotowe, zostaną zestawione i włączone do raportu w sprawie katastrofy, który ma być gotowy do końca maja.
W czwartek, w ramach wizji lokalnej, pod ziemię w trzech turach zjeżdżali m.in. specjaliści z kopalni doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie, WUG oraz gliwickiego OUG, Głównego Instytutu Górnictwa, Najwyższej Izby Kontroli, państwowej i społecznej inspekcji pracy, a także śledczy z prowadzącej śledztwo w tej sprawie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Prokurator Michał Szułczyński z gliwickiej prokuratury po wyjeździe na powierzchnię nie chciał mówić o dokonanych podczas wizji obserwacjach - wskazał jedynie, że potwierdzają one przypuszczenia, jakie dotąd wynikały ze zgromadzonego materiału dowodowego.
Prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Buchwald powiedział natomiast, że to co zobaczył, potwierdza część przypuszczeń o nieprawidłowościach i bałaganie podczas prac likwidacyjnych ściany wydobywczej. Nie prowadzi się robót likwidacyjnych przy tego typu zagrożeniu gazowym - podkreślił.
Pod ziemią w czwartek zebrane zostały m.in. próbki pyłów - na podstawie ich ilości i jakości w różnych miejscach będzie można określić miejsce wybuchu, zasięg płomienia i inne dane o przebiegu zdarzenia. Kopalniani mierniczy dokonali pomiarów wyrobiska, które posłużą do sporządzenia dokładnych map rejonu katastrofy. Miejsce to również dokładnie sfilmowano, m.in. na użytek śledztwa prokuratury.
Uczestnicy wizji po wyjeździe na powierzchnię podkreślali, że wyrobisko, w którym doszło do katastrofy, pozostaje w dobrym stanie - obudowa ścianowa nie jest poważnie zniszczona, niektóre lżejsze elementy wyposażenia górniczego są porozrzucane.
Warunki, które utrzymywały się od czasu katastrofy w miejscu, gdzie znaleziono ciała górników, nie pozwalały jednak na przeprowadzenie wizji przez blisko pół roku. Aby wizja mogła się odbyć, konieczne było m.in. przewietrzanie wyrobiska tak długo, aż zawartość tlenu w powietrzu osiągnie tam ok. 20%, a stężenie metanu spadnie poniżej 2% przy temperaturze nie wyższej niż 33 stopnie Celsjusza.