W gminnej kasie brakuje pieniędzy
"Gazeta Olsztyńska" pisze o Rychlikach,
małej gminie koło Elbląga, która do końca grudnia musi znaleźć
ponad pięć mln zł dla ZUS; gminna kasa świeci jednak pustkami.
21.12.2006 | aktual.: 21.12.2006 00:35
Od listopadowych wyborów gminą rządzi Henryk Kiejdo. Mówi on dziennikowi, że w kasie nie ma pieniędzy dosłownie na nic. Dziękuję niebiosom za pogodę, bo inaczej nie miałbym czym zapłacić za odśnieżanie - tłumaczy Kiejdo. Ale wójt jest realistą. Bo nawet, jeśli śnieg nie spadnie, to pojawi się ZUS. Jeśli do końca roku nie znajdę dla nich pięciu mln zł, to zajmą nam konta - dodaje.
Wójt odziedziczył dług po starej władzy. Przez prawie sześć lat gmina nie płaciła składek na ZUS od wynagrodzeń nauczycieli - mówi gazecie. Mamy im oddać 3,5 mln zł plus 2 mln zł odsetek - wyjaśnia.
Rychliki już dawno przekroczyły granicę 60% zobowiązań w stosunku do rocznych dochodów, które dopuszcza ustawa o finansach publicznych. Na dalsze zadłużanie gminy nie zgodziliśmy się - mówi prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej w Olsztynie Iwona Bendorf-Bundorf. Uchylaliśmy ich uchwały, mówiące o zaciągnięciu kolejnych kredytów - dodaje.
Za brak przestrzegania dyscypliny budżetowej Izba ukarała poprzedniego wójta naganą. Co to za kara w porównaniu z długami, które musimy teraz spłacać - pyta wójt Kiejdo.
Prawo nie dopuszcza bankructwa gmin - przypomina dziennik. Drogą wyjścia z kryzysu jest program naprawczy. Rychliki taki program już mają. Jeśli znajdzie uznanie w Ministerstwie Finansów, gmina dostanie z rezerwy państwa niskooprocentowaną pożyczkę. Pięć mln zł na spłatę ZUS. Ale pożyczkę tę będziemy spłacać przez 15 lat. Nie będzie na nic, zwłaszcza na inwestycje - dodaje wójt.
Sytuacja finansowa gminy jest zła, ale nie katastrofalna - mówi były wójt Henryk Milewski.
Na pytania "Gazety Olsztyńskiej", dlaczego wpędził gminę w długi nie płacąc ZUS-u, odpowiada: Bo nie było pieniędzy. Subwencja oświatowa nie wystarcza na utrzymanie szkół i pensje dla nauczycieli. Zbudowaliśmy gimnazjum. Kosztowało pięć mln zł, a cała pomoc od państwa wyniosła tylko 820 tys. zł. Nie było z czego ściągać podatków, bo jak nie susza, to powódź - wyjaśnia. (PAP)