ŚwiatW Belgii kolejny "czarny piątek"

W Belgii kolejny "czarny piątek"

Zwiększony ruch samochodów na ulicach,
niekursujące autobusy, metro i tramwaje, brak poczty w skrzynkach,
zamknięte niektóre szkoły i hipermarkety - tak wygląda kolejny
"czarny piątek" w Brukseli i w całej Belgii spowodowany strajkiem
związków zawodowych.

W Belgii kolejny "czarny piątek"
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

28.10.2005 | aktual.: 28.10.2005 13:31

Ledwie trzy tygodnie po strajku generalnym, związkowcy powtarzają akcje demonstracyjną. Tym razem co prawda działa kolej, a mieszkańcy Belgii nie zostali - jak poprzednio - odcięci od prasy codziennej, ale ulicami Brukseli w samo południe ma przejść 75-tysięczna demonstracja.

Chodzi wciąż o to samo - rządowe plany reformy emerytur i ubezpieczeń społecznych, która zakładają przede wszystkim podniesienie wieku przejścia na wcześniejszą emeryturę z 58 do 60 lat.

Od rana belgijskie media eksponują policjantów przygotowujących się do wielkiej demonstracji. Na ulicach miasta rozstawiane są policyjne barierki, a funkcjonariusze zapewniają, że nie dopuszczą ani do zamieszek, ani do blokad.

W telewizji pokazywane są też zajezdnie pełne autobusów i tramwajów, puste przystanki autobusowe i opustoszałe szkoły. Belgowie do kolejnego strajku podchodzą jednak spokojnie.

Zapowiadali to od dłuższego czasu. Mój mąż pojechał dziś do pracy samochodem - wcześniej, bo bał się, że będą korki - powiedziała postarała się o urlop i już w piątek lub jeszcze w czwartek wyjechała na przedłużony weekend.

Każdemu wolno strajkować, chcą to strajkują, ale to nic nie da. Rozumiem tych ludzi, bo sam nie mam ochoty pracować dłużej, z drugiej strony rząd musi znaleźć jakieś rozwiązania - powiedział kioskarz.

Zniecierpliwieni są natomiast obcokrajowcy licznie mieszkający w Brukseli. Nigdzie nie można dojechać, nie można zrobić zakupów. Słyszałam też, że ponoć niektóre banki mają być zamknięte. Trochę się denerwuje, bo ma do mnie dzisiaj przyjechać rodzina i zastanawiam się, jak ich odbiorę z lotniska - powiedziała Węgierka.

Już wcześniej zapowiadano też, że całkowicie zamknięte będzie lotnisko Charleroi pod Brukselą, przyjmujące tanie linie lotnicze, w tym z Polski. Ma natomiast funkcjonować główne międzynarodowe lotnisko Zaventem, choć dyrekcja nie wyklucza pewnych zakłóceń w ruchu samolotów. Może do nich dojść, jeśli do strajku przyłączą się pracownicy obsługi naziemnej, na przykład wysyłki bagażu.

Jak zapewniała dyrekcja kolei SNCB, będą jeździć superszybkie pociągi do Paryża (Thalys) i Londynu (Eurostar).

Strajkuje natomiast też część pracowników mediów - w publicznym radiu i telewizji program ograniczony jest do minimum - nadawane są tylko filmy i piosenki, z rzadka przerywane serwisami informacyjnymi.

Także szpitale, choć mają zapewnić opiekę chorym, już wcześniej zapowiadały, że personelu będzie mniej i będą wykonywane tylko niezbędne zabiegi.

Tym razem strajk organizuje nie jedna, ale trzy centrale związkowe. Związki zawodowe - socjalistyczne, chadeckie i liberalne - tłumaczą, że zdecydowały się na kolejną akcję, ponieważ strajk generalny z 7 października (pierwszy od 12 lat) nie zrobił na rządzie żadnego wrażenia.

Premier Guy Verhofstadt zapowiada natomiast, że i tym razem nie da się zastraszyć i "niczego nie będzie już negocjował". Ogłosił, że reforma będzie przedmiotem debaty w parlamencie, i nawet podał datę - 23 listopada.

Strajk obrazuje, do jakich napięć prowadzi rozpowszechnione w Europie zjawisko starzenia się społeczeństw. Nawet względnie zamożne kraje, jak Belgia, nie są w stanie sprostać obowiązkowi wypłaty emerytur rosnącej rzeszy ludzi i szukają możliwości oszczędności w kosztownym systemie zabezpieczeń społecznych.

Choć pomysł Verhofstadta, by Belgowie pozostali dłużej aktywni na rynku pracy, napotkał gwałtowny opór, statystyki pokazują, że sytuacja jest trudna. W 2004 roku pracowało tylko 60,3 proc. Belgów w wieku 15-64 lata; to o 3 punkty procentowe poniżej średniej unijnej. Według danych organizacji pracodawców, w grupie 55-65-latków aktywnych zawodowo jest mniej niż 30 proc. Belgów, podczas gdy w UE wskaźnik ten wynosi 42 proc.

Według prognoz, w 2030 roku emerytury sięgną 12,3% belgijskiego PKB (obecnie 9,3%). Wydatki na ochronę zdrowia wzrosną w tym samym okresie z 7,2% do 9,5%.

Patrycja Rojek, Michał Kot

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)