W badaniu hostii z Sokółki popełniono "szkolny błąd"
Uniwersytet Medyczny w Białymstoku odcina się w oficjalnym stanowisku od wyników badań, które zostały przeprowadzone przez pracowników tej uczelni w sprawie tzw. cudu w Sokółce w woj. podlaskim - poinformował rzecznik tej uczelni prof. Lech Chyczewski. Chodzi o opinie wydane przez dwoje patomorfologów z tej uczelni, na które powołuje się komisja kościelna zajmująca się wydarzeniami w kościele Św. Antoniego.
Na prośbę władz kościelnych przebadali oni próbkę pobraną z hostii, na którym pojawiła się "plama sprawiająca wrażenie krwi". Według komunikatu tej komisji, naukowcy ci orzekli zgodnie, że "przysłany do oceny materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej, ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina".
"To nie były oficjalne badania"
Uniwersytet Medyczny odcina się oficjalnie od wyników tych badań i podkreśla, że uczelnia ich nie firmuje. Takie jest stanowisko rektora uczelni, które prof. Chyczewski, jako rzecznik prasowy, prezentuje w najnowszym numerze wydawanego na uczelni pisma "Medyk białostocki".
- Myśmy tego nie robili, jako uczelnia - powiedział Chyczewski i dodał, że badania zostały przeprowadzone w sposób nielegalny, "po cichu", poza oficjalną drogą. Miało to miejsce w Akademickim Zakładzie Diagnostyki Patomorfologicznej.
Chyczewski podkreśla, że uczelnia nie miała żadnego zlecenia do wykonania tych badań, badanie nie zostało nigdzie zarejestrowane. - Proszę nie przypisywać diagnozy żadnemu konkretnemu zakładowi działającemu w instytucji zwanej Uniwersytetem Medycznym - napisał Chyczewski w stanowisku.
Chyczewski napisał w oświadczeniu, że szanuje przeświadczenie kolegów o cudzie przeobrażenia świętej hostii we fragment mięśnia sercowego, jednak - jak zaznacza - jako człowiek wierzący, a jednocześnie wątpiący medyk o przyrodniczym spojrzeniu na świat - ma wątpliwości. Chyczewski napisał, że nie podważa diagnozy kolegów, chociaż "cechuje ich emocjonalne podejście do wiary".
"Są doświadczonymi patologami, więc z dużym prawdopodobieństwem badana przez nich tkanka pochodzi z mięśnia serca. Nasuwa się pytanie: z czyjego serca?" - pisze rzecznik Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Podkreśla, że badanie histopatologiczne nie da tu odpowiedzi, a wątpliwości rozwiałoby badanie genetyczno-molekularne.
Prof. Chyczewski uważa, że koledzy, którzy podjęli się diagnozy popełnili szkolny błąd, polegający na tym, że próbowali połączyć teologię i biologię, a to jego zdaniem jest niemożliwe.
Rzecznik poinformował też, że w rozmowie z metropolitą białostockim abp. Edwardem Ozorowskim zaproponował przeprowadzenie szczegółowych oficjalnych badań nad tkanką, ale metropolita miał odmówić, tłumacząc, że sprawa wymaga spokoju. Chyczewski powiedział, że są też oferty badań od innych doświadczonych specjalistów z innych ośrodków, np. Bydgoszczy.
"Materia niezwykle subtelna"
Już kilka tygodni temu, gdy informacja o badaniach została nagłośniona, arcybiskup Ozorowski mówił: - Mamy do czynienia z materią niezwykle subtelną. Jeśli wyznajemy, że jest to ciało Chrystusa, to nie można tak sobie ciąć na kawałki i poddawać badaniom. Trzeba zachować ostrożność i swoistą bojaźń.
Przed rokiem w Sokółce, komunikant upuszczony przez kapłana na ziemię w czasie udzielania komunii umieszczony został - zgodnie z obowiązującymi w takiej sytuacji zasadami kościelnymi - w specjalnym naczyniu, by rozpuścił się w wodzie.
Po tygodniu pojawiła się na nim plama, sprawiająca wrażenie krwi. W styczniu pobrano z niego próbkę, która została niezależnie zbadana przez dwóch patomorfologów. W rok po wydarzeniach komisja kościelna orzekła, że nie było ingerencji osób trzecich w sprawie "zjawisk eucharystycznych" w kościele w Sokółce, a sprawę przekazano do Nuncjatury Apostolskiej. Stamtąd powinna trafić do Watykanu.