Uzasadnienie wyroku ws. Grudnia' 70 ma być gotowe do 30 listopada
Do 30 listopada przedłużono termin na złożenie przez sędziego uzasadnienia wyroku z kwietnia br. ws. masakry robotników z grudnia 1970 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wtedy b. wicepremiera PRL Stanisława Kociołka, a dwóch wojskowych skazał na kary w zawieszeniu.
03.08.2013 | aktual.: 03.08.2013 09:07
O decyzji wiceprezesa sądu o takim przedłużeniu poinformował Maciej Gieros z biura prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Nie podał bliższych szczegółów.
Bez uzasadnienia pisemnego strona niezadowolona z wyroku nie może złożyć apelacji - w sprawie Grudnia zapowiedzieli je tuż po wyroku i prokuratura, i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych (czyli rodzin ofiar).
W skomplikowanych i obszernych procesach sąd może przedłużyć sporządzenie uzasadnienia poza ustawowy termin 14 dni od wyroku. Jest to tylko termin tzw. instrukcyjny, którego przekroczenie nie rodzi skutków prawnych. Np. w procesie ws. wprowadzenia w Polsce stanu wojennego ten sam sąd rozesłał stronom uzasadnienie wyroku niemal w rok po wyroku. Z kolei w sprawie byłej posłanki PO Beaty Sawickiej trwało to ok. pół roku.
Niejednogłośny wyrok
Po 18 latach od wniesienia aktu oskarżenia, 19 kwietnia br. sąd wydał niejednogłośny wyrok, w którym uznał za "bezprawną i przestępczą" decyzję władz PRL o użyciu broni przeciw robotnikom protestującym przeciw drastycznym podwyżkom cen.
Od zarzutu "sprawstwa kierowniczego" uniewinniono 79-letniego Kociołka. Był on oskarżony o to, że 16 grudnia 1970 r. nakłaniał w telewizji strajkujących w Gdyni do powrotu do pracy, choć wiedział, że następnego dnia rano stocznia będzie "zablokowana" przez wojsko - na stacji kolejki miejskiej pod stocznią zginęły osoby, które miały usłuchać apelu Kociołka.
- Należy wyraźnie podkreślić, że przemówienie nie miało na celu nakłonienie robotników do przyjścia do pracy, ale do podjęcia pracy - mówiła sędzia Agnieszka Wysokińska-Walczak. Podkreśliła, że mimo protestów robotnicy przychodzili do stoczni codziennie, choć część odmawiała pracy. Oznacza to więc, że nie można mówić o związku między przemówieniem a tragedią w Gdyni.
Mirosław W., b. dowódca batalionu blokującego bramę Stoczni Gdańskiej i Bolesław F., b. zastępca ds. politycznych dowódcy 32. Pułku Zmechanizowanego blokującego stocznię w Gdyni, zostali skazani na dwa lata w zawieszeniu. Zmieniono kwalifikację ich czynu na udział w śmiertelnym pobiciu, gdyż odpowiedzialność za to przestępstwo nie wymaga indywidualizacji winy, co jest konieczne przy zabójstwie (dzięki tej samej kwalifikacji prawnej udało się pięć lat temu prawomocnie skazać zomowców, którzy zastrzelili 9 górników z "Wujka" w grudniu 1981 r.).
Prokurator żądał dla podsądnych kar po 8 lat więzienia. Obrońcy i oskarżeni wnosili o uniewinnienie.
Każdy, kto wykonuje bezprawny i przestępczy rozkaz, ponosi pełną odpowiedzialność
- Ten proces był potrzebny, bo należy rozliczać działalność władzy, zwłaszcza gdy dochodzi do popełnienia przestępstw. Działania władzy przeciwko obywatelom nie mogą być chronione tajemnicą ani zapomniane - mówiła sędzia Agnieszka Wysokińska-Walczak. Sąd podkreślił, że w polskim prawie nie obowiązuje teoria "ślepych bagnetów", która zakłada bezwzględne posłuszeństwo rozkazowi wojskowemu, niezależnie od jego treści. Każdy, kto wykonuje bezprawny i przestępczy rozkaz, ponosi pełną odpowiedzialność - dodała sędzia.
Sąd nie mówił o roli innych oskarżonych, których sprawy ze względu na stan zdrowia w ostatnich latach zawieszono - w tym ówczesnego ministra obrony gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
Pełnomocnik rodzin ofiar mec. Maciej Bednarkiewicz uznał, że sąd pośrednio uznał odpowiedzialność za tragedię Jaruzelskiego. - Sam sąd przyznał w uzasadnieniu, że osoby, które pełnią funkcje polityczne, muszą ponosić odpowiedzialność; inna była sentencja wyroku, inne uzasadnienie. Sąd unikał oceny dowodów, które przedstawiłem, jeśli chodzi o udział w wydarzeniach Grudnia'70 Stanisława Kociołka - mówił prok. Bogdan Szegda z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
- Nie na taki wyrok czekaliśmy; decyzja sądu o uniewinnieniu i wyrokach w zawieszeniu zwaliła nas z nóg - powiedziała matka elblążanina Zbyszka Godlewskiego, 18-latka zastrzelonego 17 grudnia 1970 r. w Gdyni. - Myślałam, że pójdziemy na grób Zbyszka i powiemy mu, jaka kara dosięgła sprawców, a tymczasem to żadne kary - dodała 87-letnia Izabela Godlewska (jej syn był pierwowzorem bohatera "Ballady o Janku Wiśniewskim").
Gdyby wyrok był wyższy, byłbym zniesmaczony - powiedział Jaruzelski. - To jest sprawa, która ma wymiar państwowy, ciągnący się latami, ja też w to byłem włączony. Dopóki nie będzie rozstrzygnięta moja osobista sprawa - a nie wiem, czy będzie w ogóle z uwagi na stan mojego zdrowia - nie chcę komentować - dodał.
Rząd PRL w grudniu 1970 r. ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych.
Pierwotnie, gdy w marcu 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia, dotyczył on 12 osób: Jaruzelskiego, Kociołka, szefa MSW Kazimierza Świtały, wiceministra obrony narodowej Tadeusza Tuczapskiego, dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego Józefa Kamińskiego, dowódcy 16. Dywizji Pancernej Edwarda Łańcuckiego, komendanta Szkoły Podoficerskiej MO w Słupsku Karola Kubalicy oraz pięciu wojskowych. Gdański proces ruszył w 1998 r. W 1999 r. proces przeniesiono do Warszawy, gdzie ruszył w 2001 r. Latem 2011 r. trzeba było go zacząć od nowa z powodu śmierci ławnika.