Uwaga na grożący śmiercią lek - corhydron!
Resort zdrowia apeluje do wszystkich pacjentów, cierpiących na alergie, astmy lub stany zapalne, aby sprawdzili, czy nie posiadają w swojej apteczce leku o nazwie corhydron. Wiceminister zdrowia oświadczył, że dotąd zabezpieczono 1071 fiolek tego leku, jednak wypuszczone w obieg zostało ponad 6 tysięcy.
08.11.2006 | aktual.: 08.11.2006 21:01
_ Zamiana corhydronu na specyfik używany podczas operacji to skutek skandalicznego bałaganu w jeleniogórskiej Jelfie_ - powiedział wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Główny Inspektor Farmaceutyczny Zbigniew Niewójt oddał się do dyspozycji ministra zdrowia.
Musi odpowiedzieć ten, kto jest winny zaniedbaniom - powiedział wiceminister. Jego zdaniem sytuacja ta jest wynikiem "skandalicznego bałaganu w Jelfie", a fiolki zostały błędnie oznakowane.
Piecha poinformował, że 1071 sztuk leku wycofano z obiegu. Wiadomo, że ta seria liczyła 6609 opakowań. Chodzi o partię leku, która ma numer 010705 i pochodzi z 2005 r. Na leku jest data ważności: lipiec 2009 r.
Decyzja o wstrzymaniu obrotu lekiem została podjęta 11 października, 30 października zdecydowano o wycofaniu tej partii leku. Jednak resort zdrowia dowiedział się o tym z mediów. W związku z tym Główny Inspektor Farmaceutyczny Zbigniew Niewójt oddał się do dyspozycji ministra zdrowia.
Religa: to skandal, że dowiaduję się o tym z gazety!
Również minister zdrowia Zbigniew Religa określił mianem skandalu sytuację, w której minister zdrowia i odpowiedni urzędnicy jego ministerstwa nie zostali poinformowani o tym, że na rynek przez pomyłkę trafił lek zagrażający życiu.
Nie trzeba być mądrym ani geniuszem, żeby wiedzieć, że natychmiast trzeba wycofać te leki- powiedział podczas konferencji prasowej w Poznaniu Religa. Dodał, że jeszcze w środę po powrocie do Warszawy "niczym innym się nie będzie zajmował i wyda rozporządzenie w sprawie wycofania leku z obiegu".
"Polecą głowy"
Minister zapowiedział, że wobec osób za to odpowiedzialnych wyciągnie konsekwencje personalne. Minister zapowiedział, że wobec osób za to odpowiedzialnych wyciągnie konsekwencje personalne. Dodał, że na pewno - jak się wyraził "polecą głowy".
To jest nieprawdopodobny skandal, żebym ja jako minister dowiadywał się o takiej rzeczy z gazety- mówił Religa.
Konsekwencje takiej sytuacji, w której ktoś popełnił śmiertelny błąd muszą być takie, że ta osoba musi odejść z pracy -mówił minister. Zaznaczył, że zanim wyciągnie konsekwencje chce wysłuchać co ma do powiedzenia w tej sprawie człowiek odpowiedzialny za politykę lekową w Polsce".
Zarząd Jelfy podał na stronie internetowej firmy, że o godz. 16 w hotelu Mariott w Warszawie odbędzie się konferencja prasowa dotycząca preparatu Corhydron 250.
Sprawą zajęła się prokuratura
Jeleniogórska prokuratura bada okoliczności pojawienia się na rynku wadliwej partii corhydronu. 5 tys. ampułek specyfiku, zawierającego groźne dla życia i zdrowia substancje, zostało wyprodukowanych w jeleniogórskich Zakładach Farmaceutycznych Jelfa.
Jeśli okaże się, że taki lek został wypuszczony na rynek, rozpoczniemy śledztwo w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia ludzkiego oraz niedopełnienia obowiązków przez pracowników Jelfy - poinformowała Ewa Węglarowicz-Makowska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Środowy "Dziennik" napisał, że w ciągu ostatniego roku na rynek trafiło ponad 5 tys. ampułek corhydronu, z których części, zamiast leku przeciw alergiom, znalazł się bardzo silny specyfik używany jedynie podczas operacji. Zażycie tego leku może spowodować nawet Według "Dziennika" sprawa wyszła na jaw na początku zeszłego miesiąca w szpitalu wojewódzkim w Siedlcach, gdzie dwie pacjentki po rutynowych zastrzykach straciły przytomność i miały gwałtowny spadek ciśnienia. Lekarze powiadomili Główny Inspektorat Farmaceutyczny. Specjaliści przebadali podany kobietom specyfik - corhydron, przeznaczony dla alergików i astmatyków. Okazało się, że w ampułkach zamiast corhydronu był chlorsuccillin - specyfik używany podczas zabiegów chirurgicznych do zwiotczania mięśni.
Prokuratur Węglarowicz-Makowska dodała jeszcze, że za narażenie na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Na czynności sprawdzające mamy 30 dni, ale z cała pewnością prokurator będzie dążyć do jak najszybszego wyjaśnienia sprawy i ewentualnego wszczęcia śledztwa - mówiła rzeczniczka.