PolskaUwaga na grożący śmiercią lek - corhydron!

Uwaga na grożący śmiercią lek - corhydron!

Ministerstwo Zdrowia apeluje do pacjentów, posiadających w domu lek o nazwie corhydron o jak najszybsze zwrócenie go do aptek. Minister Zbigniew Religa twierdzi, że dopiero w środę z mediów dowiedział się, iż omyłkowo jedna partia leku zamiast corhydronu zawiera silny specyfik stosowany do znieczulenia podczas operacji. Ministerstwo uruchomiło także specjalna infolinię w sprawie trującego specyfiku.

Uwaga na grożący śmiercią lek - corhydron!
Źródło zdjęć: © PAP

08.11.2006 | aktual.: 08.11.2006 21:00

0800-190-590 - to numer bezpłatnej infolinii w sprawie corhydronu, którą uruchomiło Ministerstwo Zdrowia. Infolinia jest czynna w godz. 9-21.

Główny Inspektor Farmaceutyczny Zbigniew Niewójt, który już 11 października miał informacje o niepożądanym działaniu leku i wydał decyzję o wstrzymaniu wytwarzania i obrotu corhydronem, ale nie poinformował o tym ministra zdrowia, oddał się do jego dyspozycji. Resort o całej sprawie powiadomił prokuraturę, która ma wyjaśnić, jak doszło do pomyłki u producenta leku - jeleniogórskiej Jelfy. Zdaniem wiceministra zdrowia Bolesława Piechy - który w resorcie zdrowia odpowiada za politykę lekową - zamiana leków w zakładzie to wynik panującego tam "skandalicznego bałaganu".

Jak wyjaśnił Piecha, corhydron to lek stosowany w chorobach związanych z niewydolnością oddechową, np. ciężkich alergiach lub astmie. W związku z tym podanie w takim przypadku zamiast corhydronu chlorsuccilliny, która pomyłkowo trafiła do ponad 6 tys. ampułek może spowodować nawet zagrożenie życia.

Ten lek powinien być wyjęty z domowej apteczki i oddany do najbliższej apteki, która będzie wiedziała, co z nim zrobić - podkreślił wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas.

Dodał, że resort jeszcze w środę wspólnie z prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej roześle informację do wszystkich lekarzy w Polsce, by zorientowali się, czy przepisywali ten lek swoim pacjentom, a jeśli tak, by się z nimi skontaktowali. Na internetowych stronach resortu ma się też pojawić informacja o tym, jakie leki można stosować zamiennie zamiast corhydronu.

Jak wyjaśniła podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Anna Gręziak, pierwszym objawem zastosowania leku z wadliwej partii mogą być drgawki. Lek działa zwiotczająco na mięśnie. Gręziak uspokajała jednak, że lek ma działanie krótkotrwałe, więc zastosowanie sztucznego oddychania w takim przypadku powinno pomóc.

Informację o groźnej pomyłce w Jelfie podał środowy "Dziennik". Chodzi o partię corhydronu, która ma numer 010705 i pochodzi z 2005 r. Na leku jest data ważności: lipiec 2009 r.

Według Piechy pierwsza informacja o niepożądanym działaniu corhydronu pojawiła się 5 października w jednym ze szpitali, który natychmiast zgłosił to do Wojewódzkiego Inspektora Farmaceutycznego. 11 października zaś Główny Inspektor Farmaceutyczny (GIF) wstrzymał obrót i wytwarzanie corhydronu.

Następnie produkt został przebadany w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego (NIZP), a sporządzony 31 października protokół z tego badania był, według Piechy, "alarmujący". Według szefa NIZP prof. Zbigniewa Fijałka protokół ten do 3 listopada trafił zarówno do Jelfy jak i do GIF, bowiem do tego zobowiązuje ich umowa na wykonywanie tych badań.

Według Piechy, najgorsze, co się stało to to, że Ministerstwo Zdrowia, które jest zobligowane do kontroli, powzięło tę wiadomość dopiero dzisiaj po artykule w gazecie. Szef resortu zdrowia Zbigniew Religa określił tę sytuacją mianem skandalu. Konsekwencje takiej sytuacji, w której ktoś popełnił śmiertelny błąd, muszą być takie, że ta osoba musi odejść z pracy - mówił minister. Zaznaczył, że zanim wyciągnie konsekwencje, chce wysłuchać, co ma do powiedzenia w tej sprawie "człowiek odpowiedzialny za politykę lekową w Polsce".

Dziennikarze dopytywali, jak to możliwe, że Ministerstwo Zdrowia nie wiedziało o pomyłce Jelfy, skoro w środowym "Dzienniku" na pytanie, czy minister zdrowia wie o zamianie leków w Jelfie i o tym, co się stało w szpitalu w Siedlcach (dwie pacjentki zasłabły po podaniu im corhydronu), rzecznik resortu odpowiedział: Wie. O tym, co się stało, szpital w Siedlcach poinformował nas natychmiast.

To jest moja wypowiedź. Dziennikarz dzwonił do mnie wczoraj wieczorem, ja byłem w kontakcie z ministrem Niewójtem i ten stan wiedzy jest to stan wiedzy Głównego Inspektora Farmaceutycznego, a nie ministra zdrowia (...) dopiero dziś rano przekazałem te informacje do pana ministra Religi - wyjaśnił Trzciński. Zgodnie z prawem farmaceutycznym "w razie uzasadnionego podejrzenia, że stosowanie produktu leczniczego wywołuje ciężkie niepożądane działanie Główny Inspektor Farmaceutyczny na wniosek Prezesa Urzędu wydaje decyzję o wycofaniu z obrotu, o podjętej decyzji GIF zawiadamia ministra właściwego do spraw zdrowia i Prezesa Urzędu".

Jednocześnie Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że główną odpowiedzialność za niepoinformowanie opinii publicznej o zaistniałym zagrożeniu ponosi Jelfa. Zgodnie bowiem z prawem farmaceutycznym to wytwórca leku natychmiast po otrzymaniu decyzji o wstrzymaniu leku lub wycofaniu go z obrotu ma obowiązek m.in. zabezpieczyć posiadany zapas leku przed dalszym obrotem oraz poinformować o wstrzymaniu lub wycofaniu leku z obrotu wszystkich bezpośrednich odbiorców.

Trzciński podkreślił, że zachowanie Jelfy należy uznać za "zdumiewające i skandaliczne". Pierwszy raz w historii polskiej farmacji tego rodzaju zachowanie miało miejsce, do tej pory firmy stosowały się do prawa - powiedział Trzciński. Pinkas dodał zaś, że resort będzie "bezlitosny i znajdzie winnych".

Do piątku ma potrwać szczegółowa kontrola w Jelfie.

Warszawskie apteki w ciągu ostatniego roku sprzedały niewielkie ilości corhydronu. Aptekarze podkreślają, że jest to lek na receptę, który pacjenci kupowali bardzo rzadko.

Jest to specyficzny lek, który sprzedawaliśmy w pojedynczych przypadkach - powiedział jeden z warszawskich aptekarzy. Dodał, że apteki nie mają możliwości dotarcia do osób, które kupują leki na receptę.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)