Uwaga na bankowe pułapki!
Halina i Waldemar Starybrat do końca życia
będą musieli spłacać nie swoje długi, bo dwa lata temu podpisali
dokument, który sprytnie podsunęła im urzędniczka w banku -
informuje "Super Express".
02.09.2005 | aktual.: 02.09.2005 11:10
Bank Spółdzielczy w Inowrocławiu pożyczał pieniądze na prawo i lewo miejscowemu piekarzowi, Tadeuszowi Witkowskiemu. Gdy ten przestał spłacać kredyty, bankowi urzędnicy zaczęli szukać kogoś, kto je spłaci. Czyli kozła ofiarnego. - W 2001 r., kiedy dobrze zarabiałem, poręczyłem panu Witkowskiemu kredyt na 50 tys. zł - opowiada Waldemar Starybrat.
- W lipcu 2003 r. bank zaczął przysyłać mi upomnienia. Poszedłem więc z żoną do banku, aby sprawę wyjaśnić. Urzędniczka uspokoiła nas, że bank właśnie podpisuje ugodę z kredytobiorcą i zmniejsza mu raty miesięczne. Mieliśmy tylko podpisać jakiś dokument i weksle. Zrobiliśmy to w dobrej wierze. Do głowy nam nie przyszło, że bank podpiął wszystkie stare kredyty Witkowskiego pod nasze oświadczenie o poręczeniu!
Waldemar Starybrat jest cywilnym pracownikiem wojska. Zarabia 1200 zł. Na utrzymaniu ma niepracującą żonę i córkę studentkę. Komornik zostawia mu 600 zł na życie i 400 zł dla córki. Resztę zabiera. Dlaczego? Bo bank ma kwit, na którym Waldemar i Halina Starybrat oświadczają, że poddają się "dobrowolnie egzekucji do kwoty 233 tys. zł!".
- Podpisywaliśmy weksle in blanco, czyli bez żadnych kwot- mówi Halina Starybrat. - Mamy w tym banku konto. Gdy chcieliśmy zrobić debet na 1500 zł, bank zażądał poręczyciela. A teraz okazuje się, że po cichu zrobiono z nas poręczycieli tak olbrzymich kredytów, bez sprawdzania naszej zdolności kredytowej. Założyli nam pętlę na szyję! Mam takie dni, że płaczę non stop.
Starybratowie usiłowali ustalić, w co się wplątali. Bank odmawiał im udostępnienia dokumentów, powołując się na tajemnicę! W końcu zawiadomili prokuraturę, a ta wszczęła śledztwo. Do tej pory nikomu nie postawiono zarzutów. (PAP)