Utrudniony ruch kolejowy między Katowicami a Częstochową
Ruch kolejowy w miejscu, w
którym w poniedziałek w Dąbrowie Górniczej wykoleił
się pociąg osobowy, wciąż odbywa się jednym torem - wahadłowo.
Pociągi kursujące tą uczęszczaną trasą z Katowic w kierunku
Częstochowy i Centralnej Magistrali Kolejowej mogą mieć
kilkunastominutowe opóźnienia.
Wykolejony pociąg podniesiono już w poniedziałek wieczorem, wciąż trwają jeszcze prace związane z przygotowaniem torowiska do normalnego ruchu. Okazało się bowiem, że ze względów bezpieczeństwa trzeba wymienić m.in. podkłady i ok. 15 metrów szyn. Prace mają zakończyć się około południa - powiedział Włodzimierz Leski ze śląskiego oddziału Polskich Linii Kolejowych.
Do wypadku, który zablokował tor w kierunku Częstochowy, doszło w poniedziałek późnym popołudniem. Pociąg osobowy z Gliwic do Częstochowy podczas wjazdu na przystanek Dąbrowa Górnicza Pogoria najechał na leżący na torach metalowy korpus silnika elektrycznego. Spowodowało to wykolejenie części kół w dwóch pierwszych członach, tzw. elektrycznego zespołu trakcyjnego.
Nikt spośród ok. 120 pasażerów pociągu nie ucierpiał. Po zatrzymaniu się składu, którego część po wykolejeniu lekko się przechyliła, pasażerowie wysiedli, po czym przeszli na peron pobliskiego przystanku. Stamtąd po niespełna godzinie w dalszą podróż w kierunku Częstochowy zabrał ich inny podstawiony pociąg.
Według informacji rzecznika śląskiej Straży Ochrony Kolei, Krzysztofa Króla, maszynista dojeżdżającego do przystanku Pogoria pociągu najprawdopodobniej widział z oddali jakiś przedmiot spadający na torowisko z przebiegającego nad linią kolejową nieczynnego wiaduktu.
Na razie mamy dwie hipotezy przyczyny tego wykolejenia. Mogli spowodować je złomiarze, którzy przechodząc dzikim przejściem przez nieczynny wiadukt kolejowy zgubili korpus silnika. Mógł to też być wygłup jakichś wyrostków, którzy celowo zrzucili ciężki element przed nadjeżdżającym pociągiem. Nad wyjaśnieniem przyczyn wypadku pracują policjanci - wyjaśnił Król.
Choć wykolejony pociąg był pierwszym, który wjechał na ten odcinek toru po zakończonym remoncie torowiska, zdaniem kolejarzy jest mało prawdopodobne, by metalowy korpus silnika o wymiarach około 40 na 70 cm mogli pozostawić prowadzący tam prace robotnicy. Zdaniem Leskiego, leżący na torach element nie był częścią jakiegokolwiek wyposażenia kolejowego.