Ustawa przeciw lichwie
W Sejmie wraca temat ustawy ograniczającej wysokość odsetek pobieranych od kredytów i pożyczek. Projekt krytykowany jest zarówno z pozycji ideologicznych (kolejna ingerencja prawa w wolność gospodarczą), jak i ekonomicznych (grozi ograniczeniem podaży kredytów). Jednak kilkakrotnie wyższe oprocentowanie kredytów w stosunku do lokat przyczynia zwolenników tezie o konieczności ustawowego ustalenia pułapu oprocentowania kredytów i pożyczek. [Rozróżnienie kredytów i pożyczek jest dość istotne. Kredytów mogą udzielać wyłącznie instytucje kredytowe (banki), natomiast pożyczek może udzielać każda osoba fizyczna lub prawna.]
23.11.2004 14:12
Średnie oprocentowanie kredytów konsumenckich na koniec września wynosiło 16%. W przypadku kredytów mieszkaniowych było ono prawie dwukrotnie niższe. W tym czasie przeciętne oprocentowanie lokat bankowych mieściło się poniżej 4%. Czyli cena kredytu była faktycznie sporo wyższa niż oferowane oprocentowanie depozytów. Warto przy tym zauważyć, że oprocentowanie kredytu w bankach zasadniczo mieści się w ustawowych ramach (wg projektu jest to 4/3 odsetek ustawowych, czyli obecnie 16,33%). Dlaczego tak drogo płacimy za kredyt?
Na cenę kredytu składają się trzy elementy: koszt pieniądza, koszt ryzyka i koszt obsługi. Koszt obsługi pokrywany jest zwykle z płaconej oddzielnie prowizji i w przypadku drobnych kredytów konsumpcyjnych (do 50.000) kształtuje się na poziomie 1–2%. Koszt pieniądza uzależniony jest od oprocentowania lokat. Aktualnie koszt ten kształtuje się na poziomie 6,8–7%. Pozostaje kwestia ryzyka. No i tu jest problem – kilkanaście procent kredytów jest zagrożonych: spłacanych z opóźnieniami bądź wcale. Oznacza to, że spłacający kredyty muszą płacić również za tych, którzy ich spłacać nie mogą lub nie chcą. Oczywiście, banki kategoryzują kredyty według stopnia ryzyka, dlatego np. oprocentowanie kredytów mieszkaniowych jest znacząco niższe.
Z drugiej strony – pieniądz jest towarem rynkowym. Przy dużym popycie na kredyt ze strony budżetu państwa i budżetów terenowych, dla konsumentów pozostaje już względnie mało pieniądza (trzeba pamiętać, że banki nie wytwarzają pieniędzy i pożyczać mogą co najwyżej tyle, ile pozyskały oszczędności). Stąd przy ograniczonej podaży i wysokim popycie cena jest wyższa (ale tylko o parę procent), niż mogłaby być bez zasysania pieniędzy przez budżet.
Inna kwestia to pożyczki oferowane przez pośredników kredytowych i instytucje parabankowe. Tutaj panuje pełna wolnoamerykanka. Takie instytucje żerują – według mnie – na niskiej wiedzy swoich klientów, a często na braku ich zdolności kredytowej, czyli braku możliwości uzyskania tańszego kredytu w banku. Rzeczywiste oprocentowanie przekracza często 100% w stosunku rocznym. Na przykład pożyczka 1.000 zł na 10 tygodni spłacana po 120 zł tygodniowo oznacza faktyczne oprocentowanie w wysokości ponad 180%, gdy tymczasem „szczęśliwy” pożyczkobiorca sądzi, że płaci 20%. W moim przekonaniu kredyty czy pożyczki na zakup dóbr trwałego użytku (samochód, komputer czy pralkę) nie są lichwą niezależnie od płaconych (zwykle umiarkowanych) odsetek. Jest lichwą natomiast pożyczanie na wysoki procent ludziom, którym nie starcza na chleb z powodu utraty pracy albo nagłej choroby w rodzinie. Czy ustawa w wersji proponowanej przez SLD zapobiegnie lichwie w powyższym rozumieniu? Nie sądzę.
Już sama forma zapisów prawnych budzi zasadnicze zastrzeżenia. Oparcie oprocentowania kredytów na odsetkach ustawowych oznacza oderwanie go od realiów rynkowych. Co się stanie, jeżeli ktoś pewnego dnia ustali odsetki ustawowe na 0%? Czy banki będą zmuszone do udzielania darmowych kredytów? Istniejące w niektórych krajach ustawy antylichwiarskie mówią o oprocentowaniu wyższym o 30% (we Francji) lub 50% (w Niemczech) od średniego oprocentowania rynkowego. I taka ingerencja w rynek może być dyskusyjna, ale nie jest przynajmniej absurdalna. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że niektóre formy kredytowania zawsze obarczone będą wyższym ryzykiem, np. karty kredytowe oferowane w sklepach lub inny sposób, słabiej kontrolujący goodwill użytkownika. Niektóre kredyty czy pożyczki będą droższe ze względu na sposób ich obsługi (udzielane w domu przez agenta, raty pobierane w ten sam sposób). A zatem pewne różnice w kosztach mogą wystąpić.
Uważam, że jeżeli już trzeba by uregulować ustawą wysokość oprocentowania, to racjonalnym pułapem byłaby dwukrotność średniej rynkowej stopy. A rzeczywistym rozwiązaniem lichwiarskiego kredytu byłoby ograniczenie sfery ubóstwa. To bowiem bieda właśnie popycha ludzi do nieracjonalnych działań, które stanowią pożywkę dla nieuczciwych pośredników.
Jednak zwalczanie biedy to nie jest kwestia jednej prościutkiej ustawy. Tutaj potrzebne byłyby działania na wielu płaszczyznach: deregulacja rynku pracy i ograniczenie biurokracji, wsparcie dla organizacji pozarządowych działających na rzecz rozwoju lokalnego, polepszenie kwalifikacji pracowników, racjonalizacja opieki socjalnej i wiele innych. Część z tych działań nie zyskałaby pewnie poklasku szerokich rzesz, przynajmniej w fazie wprowadzania. No ale to już zadania raczej na przyszłą kadencję. Mam nadzieję, że za kolejne cztery lata nikt nie będzie już musiał wyskakiwać z tak niedoważonymi pomysłami, by zaskarbić sobie 10 deko popularności. Warto pamiętać, że za drzwiami może stać Raskolnikow.
Stanisław Tabor