USA zaniepokojone wypowiedziami Giertycha o Iraku
Wiceambasador USA w Polsce Kenneth Hillas na spotkaniu z sekretarzem stanu w Kancelarii premiera Leszkiem Jesieniem miał stwierdzić, że wypowiedzi wicepremiera Romana Giertycha o wojnie w Iraku "wzbudziły zaniepokojenie w Waszyngtonie" - podały "Fakty" TVN. Mam nadzieję, że MSZ już interweniuje - mówi lider LPR.
06.11.2006 | aktual.: 06.11.2006 22:33
Tymczasem Departament Stanu USA oświadczył, że Hillas nie domaga się dymisji Giertycha.
Spotkanie odbyło się po tym jak Giertych, jako lider LPR, oświadczył, że domaga się przeprowadzenia w Sejmie debaty o skutkach wojny w Iraku dla ludności cywilnej. Wicepremier chciał się dowiedzieć, ile niewinnych ofiar zginęło w ciągu trzech ostatnich lat.
Jak podały "Fakty", Jesień sporządził notatkę ze spotkania z Hillasem. Napisał w niej, że wypowiedź Giertycha o Iraku "wzbudziła zaniepokojenie w Waszyngtonie".
"Kenneth Hillas podkreślił, że dotychczasowy brak reakcji ze strony USA wynika z próby racjonalizowania wydarzeń i wypowiedzi na scenie politycznej. Jednak zaznaczył, że gdyby wicepremier rządu np. w Niemczech, Francji, czy Danii wypowiedział takie słowa, zostałby odwołany
" - napisał Jesień w notatce.
Według niego, Hillas powiedział, że ambasador USA Victor Ashe będzie chciał poruszyć ten temat podczas najbliższego spotkania z premierem Jarosławem Kaczyńskim. Prośba o spotkanie została już skierowana do polskiego resortu spraw zagranicznych.
Notatka Jesienia trafiła do kilku ministrów, w tym do Giertycha - podały "Fakty". Napisał on w tej sprawie list do minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, domagając się wyjaśnień.
"Z notatki wynika niedopuszczalna w moim przekonaniu ingerencja Stanów Zjednoczonych w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej Polskiej oraz naruszenie ogólnych zasad wolności debaty publicznej w naszym kraju" - napisał Giertych w liście do Fotygi. Według wicepremiera, praktyka Hillasa "przypomina najgorsze czasy uzależnienia polskiej polityki od obcych mocarstw". Giertych dodał, że nie zmieni swego stanowiska w sprawie wojny w Iraku, nawet gdyby miało go to kosztować stanowisko.
Giertych powiedział, że nie wyobraża sobie, aby polski rząd nie interweniował w sprawie rozmowy Jesienia z wiceambasadorem USA w Polsce. Wicepremier wyraził nadzieję, że MSZ już interweniuje.
Jak podkreślił Giertych, od lat był orędownikiem przyjaźni polsko- amerykańskiej, ale od początku także krytykował amerykańską interwencję w Iraku. Tego zdania nie zmienię. Domagaliśmy się debaty w sprawie tej interwencji i nadal się domagamy - dodał.
Jak podały "Fakty", list Giertycha do Fotygi miał trafić również do premiera i prezydenta. Zarówno premier Jarosław Kaczyński, jak i prezydent Lech Kaczyński powiedzieli, że taki list do nich nie dotarł.
Oczywiście pan premier Giertych może się jednym podobać, innym zgoła nie, ale czy on jest wicepremierem i ministrem edukacji, czy nie, zależy wyłącznie od władz polskich - powiedział prezydent dziennikarzom na pokładzie samolotu, którym wracał z Wilna.
W TVN24 prezydent Lech Kaczyński powiedział, że to, jakie stanowisko zajmuje Giertych, zależy tylko od polskich władz. Premier Jarosław Kaczyński oświadczył, że nie zna listu Giertycha do Fotygi. Dodał, że gdyby informacje o amerykańskich sugestiach były prawdziwe, to zmieniłoby to charakter stosunków między naszymi krajami.
Rzecznik rządu Jan Dziedziczak potwierdził, że Hillas rozmawiał z Jesieniem. Rzecznik zaznaczył, że premier odbiera słowa wiceambasadora jako wypowiedź osobistą, "która - rzecz jasna - nie będzie miała wpływu na politykę kadrową rządu".
Natomiast rzecznik MSZ Andrzej Sadoś, pytany o list Giertycha do Fotygi, powiedział, że wymiana korespondencji "to sprawa między nadawcą a odbiorcą".