Urzędy zarabiają na... wakatach
Szefowie urzędów rządowej administracji
zabiegają w Ministerstwie Finansów o jak największy limit etatów.
Dzięki temu uzyskują dodatkowe środki na... wynagrodzenia. Kto
wywalczy więcej, daje podwyżki swoim pracownikom - informuje
"Gazeta Prawna".
18.04.2005 | aktual.: 18.04.2005 07:01
Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że w 33 skontrolowanych urzędach limit zatrudnienia wynosił 11 779 etatów, a faktycznie zatrudniono 10 436 urzędników. "Różnica ta spowodowana jest dążeniem do pozyskania wysoko kwalifikowanej kadry za odpowiednim wynagrodzeniem" - wyjaśnia Konrad Imielski, dyrektor generalny Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. "Tylko urzędy mające niski stopień zatrudnienia w stosunku do limitu mogą pozwolić sobie na elastyczną politykę personalną" - dodaje Jacek Socha, minister skarbu państwa.
Przeciętne wynagrodzenie w Ministerstwie Sprawiedliwości wynosi około 3 tysięcy złotych, a na stanowisku dyrektorskim - około 5 tysięcy. Najmniej zarabia dyrektor w resorcie edukacji - przeciętnie ok. 3500 zł. Dlatego pracownicy korpusu służby cywilnej po zdobyciu doświadczenia odchodzą do sektora prywatnego albo lepiej płacących ministerstw. Biedne ministerstwa nie mogą też pozyskać dobrze przygotowanych słuchaczy Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.
"40% tegorocznych absolwentów zostanie zatrudnionych w trzech ministerstwach: Finansów, Sprawiedliwości oraz Informatyzacji i Nauki" - wyjaśnia dziennikowi prof. Maria Gintowt- Jankowicz, dyrektor KSAP. "Liczbę etatów i wysokość środków na wynagrodzenia należy uzależnić od faktycznych potrzeb wynikających z zadań realizowanych przez dany urząd" - podkreśla Jacek Socha. W przeciwnym razie za rok nie będzie miał kto nadzorować funduszy unijnych - zapowiada "Gazeta Prawna".(PAP)