Urzędy wysyłają sobie za nasze pieniądze listy-łańcuszki
Urzędy, uczelnie, biblioteki i szpitale w całym kraju ogarnęło łańcuszkowe szaleństwo. Z placówek wysyłane są listy apelujące o pomoc dla Harolda Daringa, chorego na nowotwór mózgu, który marzy o znalezieniu się w Księdze Guinessa. Za publiczne pieniądze kupowane są znaczki i koperty. Problem w tym, że Daring w ogóle nie istnieje - pisze "Polska".
Każda instytucja, która dostaje list z prośbą, wysyła podobny do 20 innych. W akcji uczestniczy wiele szanowanych instytucji, m.in. gabinet wojewody kujawsko-pomorskiego, Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy, Wojskowy Szpital Kliniczny także z Bydgoszczy, Instytut Matki i Dziecka w Warszawie czy Uniwersytet Warszawski.
I całą akcję nazwać by można „szlachetnym gestem pomocy“, gdyby nie jeden drobny fakt – Harold Daring to osoba fikcyjna. Jego pierwowzorem jest Craig Shergold, u którego w 1989 r. wykryto raka mózgu.