Urzędnik i szef komisariatu nie przyznają się ws. wypadku policjantów
Były urzędnik MSWiA Tomasz Serafin i były szef komisariatu policji na warszawskim dworcu kolejowym Waldemar P. nie przyznali się do winy w pierwszym dniu procesu o przekroczenie uprawnień.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/zaginieni-policjanci-nie-zyja-6038682256987265g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/zaginieni-policjanci-nie-zyja-6038682256987265g )
Odnaleziono samochód policjantów
W grudniu 2006 b. komendant nakazał dwójce podwładnych odwiezienie radiowozem z Warszawy do Siedlec Serafina. Wracając policjanci zginęli w wypadku, gdy ich nieoznakowany radiowóz, prawdopodobnie w wyniku poślizgu wpadł do rozlewiska rzeki.
Obydwu urzędników oskarżono o przekroczenie uprawnień, za co grożą 3 lata więzienia.
Serafin powiedział przed sądem, że miał prawo skorzystać z samochodu, a do szefa komisariatu kolejowego, znajomego z którym kiedyś pracował, zwrócił się z koleżeńską prośbą. Dodał, że w przeszłości korzystał czasami z tego, iż osoby kończące służbę, mieszkające w jego kierunku podwoziły go.
Z kolei były komendant przekonywał, że miał prawo wysłać funkcjonariuszy samochodem poza rejon ich działania. Robiłem to w przeszłości, ale było to uwarunkowane zgodą Komendanta Stołecznego Policji. To była wyjątkowa sytuacja, potraktowałem ją jako tryb alarmowy - powiedział Waldemar P. przed sądem. Jak wyjaśnił, odebrał ją tak, bo urzędnik MSWiA, który spóźnił się na ostatni pociąg, zadzwonił z prośbą o pomoc w środku nocy, podkreślając, że następnego dnia jedzie w zagraniczną delegację.