Urzędnik architektem
Gmachy olśniewają marmurami i złoceniami. Urzędnicy skarbówek, sądów, banków realizują własne wizje piękna. Architekci umywają ręce. - Klient płaci, więc decyduje - mówią.
30.09.2004 | aktual.: 30.09.2004 12:33
Sądy i skarbówki dostały w ciągu ostatnich kilku lat kilkaset milionów z budżetu państwa. Urzędy skarbowe chciały iść z duchem czasu, być bardziej przyjazne dla podatników, wydawały więc krocie na nowe siedziby. Sądy - po serii krwawych zajść i strzelanin w ich salach - dostały z Ministerstwa Sprawiedliwości pieniądze na dodatkowe zabezpieczenia. Środki owe przyszły w jednej puli wraz z funduszami inwestycyjnymi. Większość sądów zainwestowała je więc po swojemu. Robiono drogie remonty, a w kamery i fotokomórki zaopatrywano się na końcu.
Szefowie sądów i urzędów skarbowych nie widzą w przepychu swoich siedzib niczego niestosownego. - Po prostu musimy się dostosować do Unii - tłumaczą najczęściej. - Siermiężne lata należą do przeszłości. - Urzędnicy dążą do powiększenia masy i obszaru - mówi architekt, właściciel dużej warszawskiej firmy projektowej. - Dlatego w nieskończoność rozbudowywaliby przestrzeń, w której się poruszają i pracują. Wiadomo, myślą o przyszłości i o dodatkowym miejscu zatrudniania krewnych i znajomych - ocenia.
- Urząd organizuje przetarg na projekt. Wygrywa pomysł najtańszy i na ogół najgorszy. Dziwnie często się okazuje, że szefem zwycięskiej firmy jest pociotek albo znajomy prezesa urzędu - opowiada właściciel jednej z firm architektonicznych. Firma od lat bierze udział w przetargach i do tej pory nie wygrała ani jednego. - Kiedy projekt zostaje klepnięty, klient życzy sobie zmian. Każda jest oczywiście dodatkowo płatna. I na tym też się zarabia. Podobnie jest z wykonawcami robót. Dodatkowych zleceń mają dwa razy więcej niż podstawowej roboty.
Temida podziwia
Architekci, którzy realizowali projekty na zlecenie instytucji państwowych, nie chcą ujawniać swoich nazwisk. Większość z nich boi się, że nie dostałaby kolejnych intratnych kontraktów. Są jednak granice kompromisu. - Zerwałem współpracę z jednym z urzędów - wyznaje architekt z poznańskiej firmy. - Moi klienci podtykali mi pod nos zdjęcia urzędu z innego miasta. To był koszmarek, pod czymś podobnym nigdy bym się nie mógł podpisać. Urzędnicy zrobili też naradę kierownictwa i przyszli do mnie z listą tego, co chcieliby mieć w budynku. Marmury i złote klamki to przy tym drobiazg. - Zwykle ostro przeciwstawiam się takim pomysłom - twierdzi inny architekt, który nieraz projektował urzędnicze budynki. - Oczywiście czasem też idę na kompromis. Zamiast złotych klamek mogą być mosiężne, byleby nie raziły.
- Pewnie chcecie napisać, że urzędnicy budują sobie marmurowe pałace - domyśla się Andrzej Kulmatycki, rzecznik Izby Skarbowej w Warszawie. - A to wszystko przecież dla podatników. Bo jak można przyjmować ludzi w warunkach z czasów króla Ćwieczka? Zdaniem Stefana Mikołajczyka, architekta z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, ludzie powinni odbierać gmach sądu jako dostojny i poważny. Jednocześnie budynek ma dawać ludziom nadzieję, a nie wpędzać ich w depresję. Powodować, by uwierzyli w Opatrzność.
Na wiarę w Opatrzność wydano we Wrocławiu w ostatnich latach około 12 milionów złotych. Tyle kosztował remont sądu. - To inwestycja na lata - tłumaczy Stefan Mikołajczyk i pokazuje zdjęcia powojenne. - Wyglądało jak zapuszczona piwnica.
Teraz wzdłuż ściany budynku kursuje przezroczysta jak Sprawiedliwość winda, sędziowie mogą się spotykać w sali rycerskiej, a marmurowa Temida podziwia patio przykryte szklanym dachem. Miłośnikiem marmurów jest także prezes sądu w Wieluniu pod Łodzią. Ogromna inwestycja, największy gmach w mieście, również kosztowała 12 milionów złotych.
W sądzie w Legnicy posadzki są marmurowe, nad nimi wznoszą się odnowione kolumny z piaskowca. Tam na remont - bez wyposażenia - wydano 14,6 miliona złotych. Dyrektor administracyjny legnickiego sądu przyznaje (z lekkim zawstydzeniem), że początkowo pracownicy nie mogli się przyzwyczaić do takich luksusów. W budynku użyteczności publicznej niebieskie drzwi, czerwone sufity i złocenia? - Uważaliśmy, że to nie wypada - sumituje się dyrektor. - Po pewnym czasie przywykliśmy. Kiedyś stacjonowało tu dowództwo wojsk radzieckich. Wyjeżdżali w wielkim pośpiechu, więc niewiele udało im się ukraść. Ale kolumny były pomalowane farbą olejną. Doprowadziliśmy wszystko do normalnego stanu - podsumowuje.
Nawet przestępcy nie powinni mieć powodów do narzekania. Skazywani są bowiem w estetycznym otoczeniu nowocześnie wyposażonej sali, z meblami wykonanymi na zamówienie. Przestrzeń i wygoda. W więzieniu będzie można powspominać luksusy procesu.
Owinięte w skarbówce
- Większość urzędniczych budynków jest zbyt duża, niefunkcjonalna i bez gustu - ocenia architekt, który wykonywał zlecenia dla Ministerstwa Finansów. - Urzędnicy muszą wydać wszystkie pieniądze przyznane na inwestycję. Na ogół jest ich o wiele za dużo. Ale widzę, że w ministerstwach nikt tego nie sprawdza. Kupuje się więc zbyt drogie materiały i niedorzeczne ozdóbki. Byle wydać kasę - twierdzi architekt. - My się z tego po cichu śmiejemy, ale się nie wtrącamy, bo takie kontrakty są bardzo korzystne.
- Pewnien dyrektor zażyczył sobie dodatkowych ozdobnych listew przypodłogowych i progów, których nie było w pierwotnym planie. Tłumaczył, że zostało mu jeszcze trochę pieniędzy i jeśli ich nie wyda, nigdy już nie będzie traktowany poważnie w "centrali" - opowiada inny architekt. - Na ogół wykłócam się z inwestorami, ale czasem lepiej milczeć, bo przesadne gadanie może się nie opłacać. Mimo że pomysły urzędników zwykle mają się nijak do mojej koncepcji, staram się je realizować. Dla pieniędzy - wyznaje architekt. II Urząd Skarbowy w Rzeszowie mieści się w budynku przejętym za długi od upadłych zakładów mięsnych. Oddany do użytku urzędników i petentów w 2003 roku, wyremontowany i wyposażony za 13 milionów podatniczych złotych.
Naczelnik Anna Lorenz sama dobierała kolory farb na ścianach i wszystko osobiście nadzorowała. - Bo niby dlaczego ściany miałyby bielą bić po oczach? - pyta retorycznie. - Koszt ten sam, a chyba przyjemniej poruszać się wśród pastelowych żółci, zieleni i różu - wyjaśnia. W pokojach urzędników nie ma zbytku. - Tylko zamiast prostych biurek kupiliśmy wyprofilowane - objaśnia pani Lorenz. - W starym urzędzie w czasie składania zeznań podatkowych przeżywaliśmy istny horror. Kłębiły się setki podatników, których ochrona musiała ustawiać w karnej kolejce, bo inaczej nie moglibyśmy ich wszystkich obsłużyć. Wtedy przyjeżdżała prasa, telewizja i był cyrk. A przecież my byliśmy niewinni.
- W starym budynku kobiety mdlały - mówi Mariola Sadoch, wicenaczelnik Urzędu Skarbowego w Mińsku Mazowieckim. - W nowym mamy klimatyzację, w lecie przyjemnie tu postać - ocenia. Nowy urząd kosztował ponad 9,5 miliona złotych. W przestronnej sali obsługi klienta na zadowolonych (z chłodu klimatyzacji) podatników czekają wygodne foteliki. Kolumny natomiast pomagają w tworzeniu nastroju frajdy i beztroski. - Parę razy widziałam dzieci owijające się wokół kolumny i zjeżdżające po niej w dół - mówi wicenaczelnik. Podatnicy nie zjeżdżają, ale i tak w obu urzędach skarbowych wiszą na ścianach dyplomy: "Urząd przyjazny przedsiębiorcy".
- Nie mogę pojąć, skąd u urzędników zamiłowanie do ozdobnych kolumn - dziwi się pewien architekt. - Taka moda panowała na początku lat 90. w nowobogackich domach. Nie było kolumny, nie było prestiżu. Może dysponenci naszych podatków realizują teraz własne marzenia sprzed lat? - zastanawia się.
Urzędnicy nie dorośli
Naczelnik Wydziału Inwestycji w Ministerstwie Sprawiedliwości Barbara Stelmach żali się, że trzy lata temu miały miejsce potworne cięcia budżetowe i nie dało się wykonać wszystkich planowanych inwestycji. Jej zdaniem i tak budowano tylko to, co niezbędne. - U nas już to jakoś wygląda i nie musimy się wstydzić - ocenia Stefan Mikołajczyk z wrocławskiego sądu. - Ale takie remonty jak tu przydałyby się pewnie w całej Polsce.
- Nasz zawód jest podobny do zawodu szewca lub krawca - mówi jeden z architektów. - Jeśli klient zamawia gumofilce, to my je wykonujemy, mimo że w lakierkach wyglądałby lepiej. W tym wypadku urzędnik, czyli nasz klient, płaci i decyduje. Inna sprawa, że urzędnicy wydają pieniądze nie swoje, ale publiczne. A chyba nie wszyscy do tego dorośli.
DOROTA SAJNUG
WSPÓŁPRACA MAŁGORZATA NOWAKOWSKA
OD 1999 DO KOŃCA 2004 ROKU SĄDOM PRZYZNANO Z BUDŻETU PAŃSTWA NA INWESTYCJE BUDOWLANE I ZAKUP SPRZĘTU PRAWIE 939 MILIONÓW ZŁOTYCH. Z TEGO NA ZABEZPIECZENIA WYDANO 9,7 MILIONA ZŁOTYCH. W CZASIE OSTATNICH PIĘCIU LAT SĄDOM PRZYBYŁO PONAD 111 TYSIĘCY METRÓW KWADRATOWYCH POWIERZCHNI. OD 1999 ROKU W POLSCE POWSTAŁO 48 NOWYCH URZĘDÓW SKARBOWYCH ZA 261,6 MILIONA ZŁOTYCH. 34 SIEDZIBY WYREMONTOWANO ZA 185,3 MILIONA ZŁOTYCH.