Urzędnicy zaciskają pasa
Strażnikom miejskim w Bełchatowie zmniejszono
przydział materiałów biurowych. Na rok każdemu przysługują teraz
dwa długopisy: jeden zenit i jeden żelowy. Władze miasta i gminy
Szadek zlikwidowały wszystkie służbowe telefony komórkowe.
Burmistrz i zastępca kupili "komórki" na karty, za które płacą z
własnej kieszeni - donosi "Dziennik Łódzki".
Urzędnicy, stosując się do odgórnych zaleceń, próbują oszczędzać na różne sposoby. Okazuje się, że najłatwiej to zrobić, wprowadzając kontrolę... oszczędności (teoretycznie służbowej). Łatwo także oszczędzać na wymianie korespondencji oraz na szkoleniach i wyjazdach służbowych - podkreśla "Dziennik Łódzki".
W Łódzkim Urzędzie Marszałkowskim korespondencja między departamentami rozrzuconymi po Łodzi dostarczana jest przez gońców, pracowników lub kierowców. Oszczędza się też na papierze do kserokopiarek, prenumeracie czasopism, paliwie i telefonach.
Jedynie członkowie zarządu i przewodniczący sejmiku mają służbowe "komórki" bez limitu rozmów (dyrektorzy departamentów i ich zastępcy mogą wydzwonić tylko 160 zł miesięcznie). W urzędzie obowiązuje zakaz dzwonienia z telefonów stacjonarnych na "komórki". Na podstawie billingów pracownicy obciążani są kosztami prywatnych połączeń - informuje "Dziennik Łódzki".
W Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim tylko wojewoda i jego zastępcy mogą używać bez ograniczeń służbowych "komórek". Dyrektorzy i ich zastępcy musza zmieścić się w limicie 100 zł, więcej, bo 300 zł może wydzwonić tylko rzecznik prasowy - podkreśla "Dziennik Łódzki". (PAP)