Urządził sąsiadom prawdziwe piekło
Bije, ordynarnie wyzywa, kopie w drzwi - tak zachowuje się jeden z mieszkańców bloku przy ul. Jana Pawła II. - Boimy się go - mówią sąsiedzi.
05.11.2009 | aktual.: 06.11.2009 12:41
Problemy zaczęły się dwa lata temu. Spokojny do tej pory mieszkaniec bloku, dwudziestokilkuletni, nagle zaczął szaleć. Sąsiedzi mówią, że zmienił się po studiach.
- Rozbijałam kotlety na obiad, a tu huk, ktoś kopnął w drzwi. To był młody sąsiad z dołu. Krzyczał: „Jeszcze raz mi „kur...” stuknij, to ci męża „zapier...” - opowiada pani Sylwia. - Złożyliśmy doniesienie, ale chłopak przeprosił. Obiecał, że to się nie powtórzy. Wycofaliśmy skargę.
Było trochę spokoju, trzy miesiące temu znowu się zaczęło. Awanturnik zaczął walić w drzwi sąsiadów, oskarżając ich, że wciąż stukają w podłogę i on nie może tego hałasu wytrzymać. W drzwi jednego z lokatorów uderzył tak mocno, że została w nich dziura. - Powiedział mi, żebyśmy uważali, bo jest niebezpiecznie i może nam się coś stać. Potraktowałem to jak groźbę, skierowaliśmy sprawę na policję - mówi Jacek, mąż pani Sylwii.
Funkcjonariusze przyjeżdżali wielokrotnie. - Za każdym razem spisywali awanturnika i na tym się kończyło. Przekonywali, że nic złego się nie dzieje. Aż w końcu się stało - oburza się pan Jacek. 16 października mężczyzna pobił sąsiadkę pod blokiem. - Rzucił się na mnie, kopnął w plecy, przewrócił, przez dwa tygodnie bolała mnie nerka, boję się wychodzić z domu - mówi poszkodowana.
Wszystkie sprawy zostały umorzone. - W groźbach nie stwierdzono znamion czynu zabronionego - mówi Anna Smarzak z KWP w Lublinie. - Mężczyzna tłumaczy swoje zachowania tym, że reaguje na działania sąsiadów, którzy zakłócają mu spokój - dodaje policjantka. Prokuratura zamknęła sprawę pobicia, bo kobieta doznała tzw. obrażeń poniżej siedmiu dni, czyli lekkich. Policja prowadzi zaś postępowanie, w którym mężczyzna występuje w charakterze poszkodowanego. - Po zajściu z sąsiadką zaatakowało go dwóch innych mężczyzn (świadkowie twierdzą, że próbowali oni bronić dziewczyny - red.) - mówi Smarzak. Pobita może wnieść prywatny akt oskarżenia, ale raczej się na to nie zdecyduje. Sylwia i Jacek dali za wygraną, sprzedali mieszkanie i przenieśli się na stancję. Ci, co zostali, czują strach. - Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy, czy nie zaatakuje, kiedy będę z wnuczkiem. Powinien się leczyć psychiatrycznie - uważa jedna z mieszkanek.
Z mężczyzną nie udało się nam skontaktować. Policja obiecuje, że przyjrzy się sprawie. - Mieszkańcy powinni być w stałym kontakcie z dzielnicowym i alarmować o każdym przypadku agresywnych zachowań sąsiada - mówi Anna Smarzak. - Nie możemy tego pana zatrzymać, bo do tego muszą być podstawy. Jeśli chodzi o skierowanie do placówki leczniczej, to nie mamy takich uprawnień - dodaje policjantka.
Co robić, kiedy sąsiad terroryzuje
Mieszkańcy bloku przy ul. Jana Pawła II w Lublinie od dłuższego czasu zmagają się z sąsiadem. Twierdzą, że im ubliża, kopie w drzwi, pobił nawet jedną z mieszkanek. - Na nic się zdały nasze zgłoszenia na policję - skarżą się.
Takich sytuacji jest więcej. Mieszkanka ul. Szczytowej miała problem z sąsiadką, która była agresywna i jej groziła, zwłaszcza, kiedy była pijana. - Miała też w domu stado kotów, o które nie dbała, fetor był w całym bloku - mówi kobieta. Zwierzętami zajęła się Straż Miejska i je zabrała. Ale awantury nie ustały.
- W takich sytuacjach zawsze należy zawiadamiać policję. Jeśli będzie wiele takich wezwań, to powinno dać funkcjonariuszom do myślenia - radzi adwokat Stanisław Zdanowski. W przypadku pobicia czy gróźb karalnych sprawą z oskarżenia publicznego zajmie się prokuratura. - Jeżeli będzie podejrzenie, że napastnik jest niepoczytalny, może zostać skierowany wniosek do sądu o leczenie w zakładzie zamkniętym - mówi Zdanowski. - Jeśli dojdzie np. do znieważenia, możemy też wystąpić z prywatnym aktem oskarżenia - dodaje.
Jest jednak jeszcze jedna możliwość - szukanie pomocy w spółdzielni mieszkaniowej (mieszkańcy z ul. Jana Pawła II tak zrobili, ale, jak twierdzą - bez skutku).
- Można w sądzie starać się o eksmisję sąsiada, kiedy np. stwarza zagrożenie dla innych ludzi - mówi Jan Gąbka, prezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Mieliśmy dwa takie przypadki. Jeden przy ul. Rymwida, drugi - przy ul. Pana Tadeusza. Jeden mężczyzna ganiał sąsiadów z siekierą, drugi także był niebezpieczny. Mieszkańcy zwrócili się do nas i skierowaliśmy zbiorowy pozew do sądu. Sprawy trwały długo, ale zakończyły się powodzeniem - wyjaśnia Gąbka.