"Urządzenia były sprawne" - dlaczego doszło do tragedii?
Prezes PKP PLK Zbigniew Szafrański powiedział, że urządzenia sterujące ruchem pociągów w Starzynach i w Sprowie były sprawne.
- Bezpieczeństwo na kolei jest zapewnione po pierwsze przez urządzenia, a po drugie przez procedury postępowania - Szafrański, odnosząc się do tragicznej katastrofy kolejowej, która miała miejsce w sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia.
- Wiemy, że człowiek jest omylny. A zatem urządzenia sterujące ruchem, niezależnie od tego, jak są skonstruowane, nie pozwalają dyżurnemu ruchu zrobić operacji niedozwolonej. Nie można wpuścić dwóch pociągów z dwóch stacji na ten sam tor, nie można tak przepuścić pociągów, żeby na skrzyżowaniach, na rozjazdach uległy kolizji - zaznaczył.
Podkreślił, że zdarzają się sytuacje, kiedy należy przejść z systemu prowadzenia ruchu według urządzeń - na prowadzenie ruchu według procedur. - Na przykład, kiedy stacja jest w przebudowie, jeśli musimy rozjazd odłączyć od urządzeń sterujących, to wówczas stosujemy specjalne, zaostrzone procedury postępowania dyżurnych ruchu - powiedział.
Dodał, że zarówno w Starzynach, jak i w Sprowie urządzenia były sprawne. - W związku z tym, jeżeli została zastosowana ta procedura operacyjna, komisja też musi wyjaśnić dlaczego do tego doszło. To musi wyjaśnić badająca katastrofę komisja na podstawie dokumentów. Wszelkiego rodzaju domysły są w tej chwili przedwczesne - zaznaczył.
Podkreślił, że "na odcinku szlaku kolejowego Starzyny-Sprowa - te dwa pociągi nie powinny się znaleźć na jednym torze, a jednak się znalazły". - I to jest przedmiotem badania komisji wypadkowej - zaznaczył.
Wyjaśnił, że nawet jeśli został popełniony błąd - przez człowieka - to komisja musi znaleźć odpowiedź, dlaczego ten błąd został popełniony. - Być może były jakieś pośrednie przyczyny i tego typu sytuacja powinna być wyjaśniona bardzo dogłębnie. Natomiast w każdym systemie czy transportu kolejowego, czy lotniczego - które generalnie są uważane za bardzo bezpieczne - zdarzają się sytuacje, jakie wcześniej nie zostały przewidziane czy to przez konstruktorów urządzeń, czy przez procedury - podkreślił.
W ocenie prezesa PKP PLK komisja powinna wyjaśnić, jaka była komunikacja między maszynistami a dyżurnymi ruchu. - Dlaczego się nie dopytywał maszynista, dlaczego dyżurny się nie dopytywał? Łączność pomiędzy dyżurnym ruchu a maszynistą jest na bieżąco. To nie są wypadki jak np. z lat 70, gdzie dyżurny wiedział, że pociąg minął semafor i nie był w stanie go zatrzymać. Mamy w tej chwili ciągłą łączność pomiędzy dyżurnym ruchu a maszynistą - powiedział.
Przekazał, że na kolei działa system tzw. radiostopu. - Jeżeli dyżurny ruchu albo któryś z maszynistów zorientowałby się, że wyjeżdża ze stacji w nieprawidłowym kierunku, może jednym przyciskiem zatrzymać wszystkie pociągi w okolicy, żeby nie doszło do katastrofy. To są kolejne pytania, które wyjaśni komisja: dlaczego nie użyto tego systemu - zaznaczył.
- Dyżurny wyświetlając zielone światło na semaforze ręczy za to, że tor jest wolny do następnego posterunku ruchu - podsumował.
Minister transportu Sławomir Nowak powiedział w poniedziałek, że obok Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych okoliczności katastrofy będzie badał specjalny, dodatkowy zespół powypadkowy, którym kieruje przewodniczący Komisji Tadeusz Ryś.
O północy z niedzieli na poniedziałek rozpoczęła się dwudniowa żałoba narodowa, ogłoszona przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w związku z katastrofą. Według dotychczasowych danych, w katastrofie zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych.
W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. Śledztwo pod kątem sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym w wielkich rozmiarach prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.