ŚwiatUrszulka zwana cudem

Urszulka zwana cudem


Tysiące osób modliło się za wstawiennictwem Ojca Świętego o życie i zdrowie dziewię cioletniej dziewczynki z Gdańska.

Urszulka zwana cudem

03.04.2007 | aktual.: 03.04.2007 08:53

Walka o życie ciemnowłosej Urszulki toczyła się na dwóch frontach - ludzkim i boskim. Lekarze przeprowadzili ciężką operację, po której jednak nie dawali gwarancji, że dziecko nie będzie sparaliżowane, nie będzie roślinką. Do niebios wierni z Polski i zagranicy kierowali błagania o łaskę uzdrowienia dziecka. Za pośrednika wybrano zmarłego przed dwoma laty Papieża.

Wczoraj Urszulka po 12 dniach choroby wróciła do domu. Poznaje bliskich. Mówi. Zaczyna poruszać dotkniętą udarem nogą i ręką. Blada buzia, burza ciemnych włosów, zmęczone chorobą oczy. Jeszcze nie ma siły opowiadać o tym, co przeszła. Wyręcza ją mama. - Do pierwszego dnia wiosny nic nie wskazywało na chorobę Uli - uśmiecha się smutno Agnieszka Tlaga. - Rano zaczęła skarżyć się na ból głowy. Ból szybko narastał. W pewnej chwili rodzice zauważyli, że dziewczynka zaczyna tracić przytomność. Wezwali pogotowie. Mała trafiła najpierw na oddział endokrynologii dziecięcej z podejrzeniem cukrzycy.

Kiedy jednak lewą część ciała dziecka zaczął ogarniać bezwład, wykonano badanie tomokomputerowe. Okazało się, że doszło do pęknięcia naczyniaka, a wyciekająca zeń krew uszkadza mózg. - Początkowo słyszeliśmy od lekarzy, że Urszulka musi być przewieziona do Warszawy lub Lublina, bo tylko tam wykonuje się operacje neurochirurgiczne dzieci - wspomina matka. - Jednak było już za późno. Obrzęk mózgu się powiększał. Ula straciła przytomność, trzeba było ją reanimować!

Wówczas prof. Paweł Słoniewski podjął się przeprowadzenia zabiegu, za co bardzo mu dziękujemy. Powiedziano nam jednak, że ryzyko operacji jest równe z ryzykiem jej zaniechania. Przez trzy kolejne dni Urszulka była w śpiączce. - Rodziców przygotowywano na najgorsze - mówi dziadek Uli. - Kiedy synowa zaczęła martwić się, że małą może boleć rana pooperacyjna, usłyszała - będziemy się bardzo cieszyć, jeśli będzie bolało. Dopiero po jakimś czasie doszło do niej, co to oznacza....

Wieść o chorobie uczennicy dotarła do niewielkiej niepublicznej szkoły podstawowej w Kowalach. - Z godziny na godzinę przychodziły do nas coraz gorsze wiadomości o postępującym paraliżu i martwicy mózgu - mówi Grażyna Kaniewska, dyrektor ds. pedagogicznych. - Jedynym, co mogliśmy zrobić, była modlitwa. I nagle u wielu różnych osób pojawiła się ta sama myśl, by prosić o wstawiennictwo naszego zmarłego Papieża.

Rodzice koleżanki Uli zamówili w Rzymie mszę wieczystą u ojców bonifratrów. Modliły się siostry nazaretanki i dominikanie. U sióstr karmelitanek dziadek Uli odebrał relikwię Ojca Świętego. Tysiąc osób modliło się w katedrze oliwskiej. Znajomi znajomym wysyłali SMS-y z prośbą o modlitwę za dziecko. Nawet sam kardynał Stanisław Dziwisz odprawił w Krakowie mszę w intencji uzdrowienia Uli i przysłał jej do Gdańska błogosławieństwo i kolejne papieskie relikwie.

Po trzech dniach Ula odzyskała przytomność. Poznała mamę. Spytała, czy może iść do I Komunii. Potem poruszyła niesprawną do tej pory nogą. Uniosła do góry rączkę. Wczoraj - w drugą rocznicę śmierci Jana Pawła II - została wypisana do domu. - Nie tylko ja wierzę, że Ojciec Święty wstawił się za Ulą - mówi Grażyna Kaniewska. - A czy to zostanie uznane za cud? Zobaczymy. Cuda potrzebują czasu.

Świadectwo uzdrowionej za sprawą Jana Pawła II zakonnicy Wyzdrowienie francuskiej zakonnicy Marie-Simone-Pierre z choroby Parkinsona przypisywane jest Janowi Pawłowi II. To właśnie ten cud, dokonany za wstawiennictwem polskiego Papieża, wybrano jako wymagany w procesie beatyfikacyjnym.

- Cierpiałam na chorobę Parkinsona, którą zdiagnozowano w czerwcu 2001 roku. Choroba dotknęła całą lewą stronę ciała, powodując poważne utrudnienia, jako że jestem osobą leworęczną - pisze w swoim świadectwie zakonnica. 14 maja 2005 r., dzień po tym, jak Benedykt XVI otworzył proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, siostry ze zgromadzenia, do którego należała zakonnica, zaczęły modlić się o jej uzdrowienie przez wstawiennictwo Jana Pawła II. Stan zdrowia siostry Marie-Simone-Pierre pogarszał się z miesiąca na miesiąc.

W czerwcu, dwa miesiące po śmierci Jana Pawła II, chciała prosić o zwolnienie jej z obowiązków wynikających z pracy w szpitalu. - Przełożona nalegała, abym wytrzymała do czasu, kiedy wrócę z Lourdes w sierpniu i dodała: „Jan Paweł II jeszcze nie powiedział ostatniego słowa” - opisuje zakonnica. Jeszcze tego samego dnia, a było to 2 czerwca 2005 r., siostra poczuła, że coś się w niej zmienia - czuła się znacznie lepiej, mogła poruszać chorą ręką. - Był 3 czerwca, uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po wyjściu z mszy byłam przekonana, iż zostałam uzdrowiona... drżenie w ręce całkowicie ustąpiło - pisze w świadectwie. Kilka dni później neurolog, który leczył siostrę Marie-Simone-Pierre, stwierdził całkowity zanik wszelkich objawów.

Lekarzy obowiązuje sceptycyzm Dr Piotr Zieliński z-ca ordynatora Kliniki Neurochirurgii AMG Nas, lekarzy, obowiązuje sceptycyzm i potrzeba szukania naukowego tłumaczenia nawet tam, gdzie wydaje się, że mamy do czynienia z cudem. Naczyniaki, jako wady wrodzone, występują zarówno u dzieci, jak i dorosłych. Jednak częściej wykrywa się je u dorosłych, u których pękają wskutek miażdżycy.

Pęknięcie naczyniaka prowadzi do udaru krwotocznego i uszkodzenia mózgu. Martwica oznacza, że część mózgu została nieodwracalnie uszkodzona. O mózgu powszechnie wiadomo, że raz uszkodzony nie odrasta. Jednak nie jest to do końca prawdą - posiada on pewne zdolności regeneracji, nazywane plastycznością mózgu. Jest ona większa u dzieci niż u dorosłych, stąd u maluchów większa szansa, że po udarze krwotocznym wszystkie dolegliwości cofną się bez śladu. Oby w przypadku dzieci było jak najwięcej takich szczęśliwych rezultatów leczenia.

Dorota Abramowicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)