Urban: Rywin nie załatwiłby Agorze zmian w ustawie
Zdaniem Jerzego Urbana skoro nieprawdą jest, że z korupcyjną propozycją wysłał Lwa Rywina do Agory premier, to nieprawdą jest też, że gdyby Agora dała łapówkę, Rywin mógłby - jak mówił składając swą propozycję - załatwić w Sejmie zmiany na korzyść spółki.
Zbigniew Ziobro (PiS) pytał Jerzego Urbana w czwartek, czy nie uderza go pewność siebie Rywina, który - jak wynika z nagrania rozmowy z Adamem Michnikiem - powiedział, iż jeśli ten przyjmie korupcyjną propozycję, Agora może być pewna zrealizowania wszelkich zmian w ustawie o rtv, jakich sobie życzy. Spytał, czy nie znaczy to, że za Rywinem stali potężni mocodawcy.
Urban potwierdził, że Rywin zachowywał się z wielką pewnością siebie. Powiedział jednak, że "ta pewność siebie, te obietnice stoją w sprzeczności z rangą osób, na które się powoływał - myślę o prezesie Kwiatkowskim (prezes TVP), bo moja wiedza polityczna każe sformułować przypuszczenie, że prezes Kwiatkowski nie ma takiej mocy, by w Sejmie przeprowadzać wszystko co zechce" - powiedział Urban.
Redaktor naczelny "Nie" dodał, że "teoretycznie rzecz biorąc, taką moc sprawczą mógłby mieć premier i dlatego Rywin mówił, że premier go wysłał. (...) Ale jeśli nieprawdą jest, że wysłał go premier Leszek Miller, to również nieprawdą jest, że gdyby dostał łapówkę, to mógłby załatwić w Sejmie wszystko co zechce" - podkreślił redaktor naczelny "Nie".
Odpowiadając na pytanie Anity Błochowiak (SLD), co by zrobił, gdyby do jego redakcji przyszedł ktoś z korupcyjną propozycją Urban odpowiedział, że także postarałby się nagrać rozmowę i nie zawiadomiłby od razu prokuratury, ale ujawnił wszystko, na co miałby "świadków i taśmy", a potem zajął się śledztwem dziennikarskim.
"Gdybym uznał, że afera, która mi się trafiła obali rząd lewicy i doprowadzi do wyborów z niekorzystnym rezultatem, (...) zapewne bym nie publikował, tylko schował i załatwiał sprawę systemem poufno-gabinetowym. No bym nie chciał, żeby konkurencja doszła do władzy" - przyznał Urban.
Urban nie wierzy, by minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk do czasu publikacji "Gazety Wyborczej" znał sprawę Rywina tylko w takim zakresie, jak opisywała to notatka we "Wprost". ("Gazeta" opublikowała swój tekst "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" 27 grudnia 2002, a "Wprost" zamieścił krótką notkę na ten temat we wrześniu ubiegłego roku)
Jan Rokita (PO) pytał o to Urbana po ujawnieniu przez niego, że Kurczuk spotykał się z nim dwukrotnie - w sierpniu i w grudniu 2002 r. Spotkanie sierpniowe miało dotyczyć głównie publikacji tygodnika "Nie" o resorcie sprawiedliwości, a drugie - 19 grudnia - dotyczyło głównie sprawy Rywina. Rozmowa miała według Urbana dotyczyć kwalifikacji prawnej czynu Rywina; Urban sugerował, że jeśli Rywin mówił, że wysyłał go premier, a tak nie było, to czy nie jest to oszustwo - Kurczuk odpowiadał, że "być może można tak to interpretować". Rozmowa miała się odbywać w warunkach, gdy wiedza o sprawie była powszechna.
Rokita przytoczył na to oświadczenie Kurczuka z 30 grudnia 2002 r., który twierdził, że sprawę Rywina znał jedynie z notki w "kpiarsko-satyrycznej rubryki jednego z tygodników" oraz pytania jednej z dziennikarek (Monika Olejnik pytała Kurczuka, czy prokuratura sprawdzi doniesienia "Wprost" - przyp. red.), a po analizie sprawy ze współpracownikami w ministerstwie doszedł do wniosku, że na takiej podstawie nie warto wszczynać śledztwa, "by nie ośmieszać prokuratury". "Pan w to wierzy?" - pytał Rokita o stan wiedzy Kurczuka. "Nie wierzę" - odpowiedział Urban.
Naczelny "Nie" miał także rozmawiać (w sierpniu 2002 r. i w styczniu 2003 r.) o sprawie Rywina z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Według Urbana prezydent pytał go - jako osoby, która znała Rywina - o "psychologiczny aspekt" tej sprawy. Kwaśniewski miał mówić, że "przecież (Rywin) to nie jest mitoman, wariat, człowiek niezrównoważony. Ja byłem bezradny w objaśnianiu psychologicznego podłoża" - mówił Urban. Temat Rywina był w ocenie Urbana marginalny w rozmowie z prezydentem.
Odnosząc się do swojego stwierdzenia ze styczniowego felietonu w "Nie", że "to zła sprawa, źle się skończy dla lewicy", Urban wyjaśnił, że chodziło mu o to, że afera Rywina jest tak głośna, iż na jej skutek "nikogo już nie będzie obchodzić jak Kaczyńscy zakładali Telegraf, ani inne sprawy opisywane pod koniec lat 90".
Zarazem zdaniem Urbana, choć komisja śledcza nie odniesie większych sukcesów w wyjaśnianiu sprawy Rywina, to zapoczątkowuje pozytywny proces społeczny. Jego zdaniem bowiem powołanie komisji "tworzy pewien stan społecznej świadomości w tym zakresie, jest tylko precedensem, który pociągnie za sobą dążenie do powstawania tego typu komisji przy różnych okazjach, zanim się zdewaluują, zanim - przepraszam za to co powiem - zostaną wessane w system wzajemnych układów (...) to coś się zaczęło dziać" - mówił. (jask)