Uratowany turysta w Tatrach
Po kilkugodzinnej akcji ratownicy
Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego sprowadzili na
bezpieczny teren samotnego turystę, który rano utknął nad
urwiskiem pod Rysami w Tatrach - podał naczelnik pogotowia Jan
Krzysztof.
Prawdopodobnie mężczyzna podczas zejścia z Rysów zgubił szlak we mgle i wszedł na bardzo stromy teren. Utknął nad skalnym progiem, z którego nie potrafił się ani wycofać w górę, ani zejść w dół.
Wołanie o pomoc usłyszeli wspinający się niedaleko taternicy, którzy powiadomili TOPR. We wskazany rejon wyruszyło jedenastu ratowników i lekarz. Jednak przez długi czas nie można było ustalić dokładnie skąd dochodzą nawoływania turysty.
"Była mgła, a on znajdował się w takim miejscu, że wołanie było słychać jedynie z dołu ściany, a z góry - nie. W końcu udało się go zlokalizować. Siedział w eksponowanym miejscu, tuż nad progiem. Był mocno przestraszony i trzymał się kurczowo skał, czekając na pomoc" - relacjonował naczelnik TOPR.
Kilku ratowników wspinając się od dołu doszło do wołającego o pomoc. Okazało się, że mężczyzna nie odniósł żadnych obrażeń. TOPR-owcy zwieźli turystę na linach kilkadziesiąt metrów w dół do ścieżki biegnącej między Czarnym Stawem a Rysami, a potem zeszli z nim do schroniska w Morskim Oku.
Tym razem śmigłowiec okazał się niepotrzebny. Jednak ratownicy obawiają się, że jeśli dojdzie do poważnego wypadku na ścianie, nie będą dysponowali odpowiednią maszyną. Śmigłowiec TOPR rozbił się pod koniec stycznia w trakcie akcji ratunkowej na lawinisku pod Rysami. Maszyna Mi-2 należąca do Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie nadaje się do akcji ścianowych, a "Sokół" Straży Granicznej jest w remoncie, który potrwa jeszcze kilka lub kilkanaście dni.
Według naczelnika TOPR, w takiej sytuacji ratownicy będą zmuszeni do wzywania ze Słowacji śmigłowca tamtejszej Lotniczej Służby Ratunkowej.