Unii nie podoba się, jak Polska pomaga elektrowniom
Komisja Europejska postanowiła, że natychmiast po wejściu Polski do Unii Europejskiej rozpocznie dochodzenie w sprawie niejasnych reguł pomocy państwa dla polskich elektrowni.
03.02.2004 | aktual.: 03.02.2004 15:40
To pierwszy w historii przypadek wszczęcia przez organ wykonawczy UE dochodzenia w sprawie pomocy publicznej w Polsce lub którymkolwiek przyszłym państwie członkowskim.
Zdaniem unijnych prawników, decyzja ta oznacza "faktyczne zawieszenie" planów wsparcia z budżetu państwa ośmiu spośród 15 polskich zakładów energetycznych. Dochodzenie potrwa dwa miesiące, więc pomoc nie może być wypłacana co najmniej do końca czerwca.
Rząd uzasadnia ich potrzebę obowiązkiem zerwania wieloletnich umów na dostawę energii, które od początku lat 90. wiązały elektrownie z dystrybutorem Polskie Sieci Energetyczne. Część z nich pozawierano nawet na 20 lat.
Zerwanie umów jest konsekwencją liberalizacji rynku energii elektrycznej. Komisja zapewnia, że w takich wypadkach pomoc państwa jest dopuszczalna, ale na ściśle określonych warunkach. Nie może być ona wyższa od starannie oszacowanego spadku dochodów, wynikającego z ewentualnej obniżki cen wskutek zastąpienia tych zawartych w kontraktach cenami rynkowymi.
Komisja twierdzi, że od sierpnia 2003 roku nie udało się jej skłonić polskich władz do sprecyzowania, jak dużej pomocy zamierzają udzielić zakładom energetycznym.
_ "Wielokrotnie prosiliśmy o podanie listy zakładów mających skorzystać z pomocy, cen zawartych w kontraktach, cen rynkowych i wysokości pomocy wyliczonej na podstawie różnicy między nimi" -_powiedział polskim dziennikarzom rzecznik komisarza UE ds. konkurencji Mario Montiego, Tilman Luder.
"Mimo kilku spotkań i dwukrotnej wymiany listów w tej sprawie w listopadzie i w styczniu, nie uzyskaliśmy informacji, których potrzebuje Komisja, żeby zatwierdzić taką pomoc" - podkreślił.
Komisja Europejska stoi na straży przestrzegania prawa unijnego, w tym reguł konkurencji i pomocy państwa. To do niej należy zatwierdzanie pomocy publicznej dla przedsiębiorstw, która może zakłócać konkurencję na jednolitym unijnym rynku.
Podstawą wtorkowej decyzji jest załącznik IV.3 do Aktu Akcesyjnego (części Traktatu Akcesyjnego). Na jego mocy Polska zobowiązała się powiadomić Komisję o pomocy państwa udzielonej lub zaplanowanej przed 1 maja.
Strona polska odmówiła jednak podania wysokości pomocy, utrzymując, że zerwanie kontraktów i pozbawienie elektrowni "pewnych" dochodów zaplanowanych na wiele lat naprzód jest równoznaczne z... pozbawieniem ich własności.
A że polska konstytucja chroni prawo własności, trzeba będzie wypłacić odszkodowania, które nie są pomocą państwa - argumentują polskie władze. Wspierają się przy tym autorytetem Trybunału Konstytucyjnego (orzeczenie K2/02 z 28 stycznia 2003 roku).
W odpowiedzi prawnicy Komisji powołali się na orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nie uznające przyszłych dochodów za własność. To rzadki przypadek bardziej restrykcyjnego podejścia do prawa własności w starych zachodnich demokracjach niż w Polsce - komentują brukselscy eksperci.
Nawet gdyby polskie władze nagle zmieniły zdanie i przysłały teraz precyzyjne informacje, Komisja zamierza i tak podjąć dochodzenie. "Polska będzie miała obowiązek udzielić szczegółowych informacji w ciągu pierwszego miesiąca od wszczęcia procedury. Jeśli tego nie zrobi, Komisja ma prawo określić wysokość pomocy na podstawie własnych ustaleń" - powiedział jeden z ekspertów.
Nie rozumieją oni, dlaczego polskie władze tak zaciekle bronią prawa elektrowni do niekontrolowanych, niczym nieograniczonych dotacji z kieszeni polskiego podatnika.
Jeden z ekspertów zasugerował, że "być może wynika to z troski o miejsca pracy, o sytuację całych regionów uzależnionych od wielkich elektrowni, ale być może jest to wynik nacisków energetycznego lobby, wypływających z mniej szlachetnych pobudek". (iza)