Umorzono śledztwo ws. "przecieku" z IPN dotyczącego Andrzeja Przewoźnika
Z powodu "niewykrycia sprawców", stołeczna prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie ujawnienia tajnej informacji z archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. Przeciek dotyczył tego, że w 1987 roku krakowska SB zarejestrowała Andrzeja Przewoźnika jako swego tajnego współpracownika.
Śledztwo było tajne; nie można podać bliższych szczegółów - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Maciej Kujawski. Umorzenie jest już prawomocne.
Prokuratura nie ustaliła, kto z IPN przekazał tajną informację tygodnikowi "Wprost", choć przesłuchano m.in. archiwistów z IPN oraz pełnomocnika ochrony informacji niejawnych Instytutu.
We wrześniu 2005 roku kolegium IPN wykluczyło Przewoźnika z konkursu na prezesa Instytutu. Kolegium powołało się na ustawę o IPN, dyskwalifikującą kandydata, wobec którego w archiwach IPN jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL.
Jeszcze przed posiedzeniem kolegium, "Wprost" napisał, że w archiwach IPN jest zapis o Przewoźniku z dziennika rejestracyjnego SB. To właśnie tym zapisem kierowało się kolegium, wykluczając Przewoźnika - nie zaś ujawnioną w lipcu 2005 roku przez "Rzeczpospolitą" notatką byłego kaprala SB Pawła Kosiby, iż Przewoźnik miał rzekomo być jego agentem.
Doniesienie w sprawie informacji "Wprost" złożył ówczesny prezes Instytutu Leon Kieres. Powodem doniesienia miał być fakt, że informacja o zapisie dotyczącym Przewoźnika znajdowała się w tzw. zbiorze zastrzeżonym. Jest to objęta tajemnicą państwową część archiwum IPN, do której dostęp mają tylko oficerowie obecnych tajnych służb.
W listopadzie 2005 roku Sąd Lustracyjny orzekł, że Przewoźnik nie był agentem, a zapis rejestracyjny uznał za niewiarygodny. Sąd zwrócił uwagę, że świadkowie z SB nie byli w stanie wytłumaczyć, dlaczego przy zapisie o Przewoźniku jako kandydacie na tajnego współpracownika skreślono literę "k" - co oznaczało, że został przerejestrowany z kandydata na współpracownika.
Teraz prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące "nieuprawnionego udostępnienia informacji o ewentualnych związkach Andrzeja Przewoźnika z SB". Ono także było objęte tajemnicą państwową. Jego podstawą był artykuł kodeksu karnego, który przewiduje do pięciu lat więzienia za ujawnienie tajemnicy państwowej dla osoby zobowiązanej do jej chronienia.
W lutym tego roku inna warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie "listy Wildsteina". Wtedy też nie wykryto, kto z IPN udostępnił na przełomie lat 2004-2005 Bronisławowi Wildsteinowi listę katalogową IPN. Znajdowało się nie niej 160 tys. nazwisk oficerów i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście były także osoby mogące być pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN).