Umierał w męczarniach - rodzina zgotowała mu taką śmierć
Kazimierz K. (76 l.) z Witoszowa Dolnego umarł z wycieńczenia, mimo że mieszkał ze swoimi córkami. Upoważnił je do odbierania swej emerytury, a one po jego śmierci tłumaczyły się, że przestał jeść z... powodu braku apetytu. Gdy koszmar wyszedł na jaw, wygłodzony emeryt ważył ledwie 35 kg! Tyle, co ofiary z nazistowskich obozów koncentracyjnych!
Po śmierci żony Kazimierz K. (76 l.) zamieszkał z jedną ze swoich dwóch córek: Lidią P. (44 l.) i jej rodziną. Po drugiej stronie ulicy mieszkała druga córka – Wiesława Ż. (48 l.). Senior miał nadzieję dożyć końca swoich dni pod czułą opieką dzieci. Kiedy zaniemógł, upoważnił córkę do odbierania emerytury.
W końcu emeryt w ogóle przestał wychodzić z domu. Wśród czterech ścian rozgrywał się jego dramat: wycieńczony I wygłodzony staruszek umierał w męczarniach. W końcu zaniepokojeni sąsiedzi zawiadomili opiekę społeczną. Kiedy do drzwi Kazimierza zapukały pracownice MOPS-u, zobaczyły ważącego zaledwie 35 kg emeryta, zaniedbanego, z ciałem pokrytym odleżynami.
Natychmiast przewieziono go do szpitala w pobliskiej Świdnicy, ale było już za późno. Senior zmarł na szpitalnym łóżku. Sprawą zajęła się prokuratura, ale żadna z sióstr nie poczuwa się do winy.
– Nie mieszkałam z ojcem. Siostra się nim zajmowała, ja mam na głowie własną rodzinę – tłumaczy się Wiesława Ż. (48 l.). Druga córka ofiary z kolei twierdzi, że ojciec po prostu nie miał apetytu i dlatego nie jadł. Sprawą zajęła się prokuratura.
– Prowadzimy śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci – przyznaje Marek Rusin, prokurator rejonowy ze Świdnicy. – Jeżeli osoby, na których ciąży obowiązek opieki, zaniedbały go, to zostaną im postawione zarzuty.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Niunia! Gdzieś ty wlazła!