Umarł, bo nie zrobili mu tomografii
Tej tragedii można było zapobiec - twierdzą
najbliżsi 24-letniego studenta z Olsztyna, który mógłby żyć, gdyby
lekarze postawili właściwą diagnozę - pisze "Gazeta Wyborcza".
30.01.2004 | aktual.: 30.01.2004 06:10
Andrzej Dąbrowski, student ostatniego roku marketingu i zarządzania na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, tuż po świętach wyjechał z grupą przyjaciół w góry. W przedsylwestrowy wtorek przewrócił się jeżdżąc na snowboardzie. Po upadku na plecy poczuł silny ból w płucach. Kiedy 3 stycznia wrócił do Olsztyna, nadal miał problemy ze złapaniem oddechu - podaje dziennik.
W niedzielę zgłosił się do pogotowia w poliklinice MSWiA. Rentgen płuc jednak niczego nie wykazał więc chłopak otrzymał lek przeciwbólowy i wrócił do domu. Dwa dni później po badaniu u lekarza rodzinnego ponownie trafił do polikliniki. Ku zaskoczeniu rodziny Andrzeja rtg wykazał zmiany w płucach, a ekg w sercu.
Stan zdrowia chłopaka zaczął się gwałtownie pogarszać. Student został na oddziale. Podawano mu jedynie leki przeciwbólowe i antybiotyki. Po pięciu dniach stracił przytomność. Dopiero wówczas lekarze zdecydowali się na badanie tomografem. Diagnoza brzmiała jak wyrok: zator tętnicy płucnej. Na leczenie było już za późno. Andrzej został jednak przewieziony karetką do warszawskiego Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. Zmarł po dwóch godzinach - pisze "Gazeta Wyborcza".
Rodzice studenta zapowiadają, że złożą zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez lekarzy polikliniki - pisze "Gazeta Wyborcza". (PAP)
Więcej: rel="nofollow">Gazeta Wyborcza - Umarł, bo nie zrobili mu tomografiiGazeta Wyborcza - Umarł, bo nie zrobili mu tomografii