Ulica Marszałkowska pełna pustych obietnic
Dwa tygodnie temu temat ulicy Marszałkowskiej poruszyła znana ze swojego zaangażowania w sprawy publiczne Warszawy Kinga Rusin. Dziennikarka skrytykowała władze miasta za to, jak wygląda obecnie ulica, która powinna być jedną z najbardziej reprezentacyjnych w naszym mieście:
Jak pisała Kinga Rusin, na Marszałkowskiej znajdziemy dziś jedynie "brud, syf i odzież na wagę". "Brudno, hałas, drogo, bezsensowna organizacja przestrzeni, brak jakichkolwiek sensownych działań, które miałyby zachęcać do zaludniania i ożywiania tych centrów" - pisała dziennikarka. "I wiem co mówię, bo mieszkam w samym środku Warszawy, przy okazałym miejskim placu, który kiedyś miał być początkiem a'la paryskiego 'bulwaru Haussmana', a dziś jest wielkim parkingiem!"
W odpowiedzi na krytykę wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowski zapewnił, że miasto będzie się starać, aby Marszałkowska i Aleje Jerozolimskie na centralnych odcinku stały się bardziej przyjazne pieszym. W centrum miasta mają się pojawić szersze chodniki, ma być mniej samochodów. Wiceprezydent miasta obiecywał, że takie zmiany nastąpią w ciągu kilku najbliższych lat.
Dwa dni temu o sprawie napisała na swojej stronie warszawska organizacja społeczna, Grupa M20.
"W ciągu ostatnich 5 lat na temat Marszałkowskiej wylano morze słów. Były projekty społeczne, artykuły, fotorelacje, debaty. Wszystkie o tym, że Marszałkowska - dawniej główna ulica handlowa miasta - dziś jest zaledwie cieniem samej siebie sprzed lat. I że trzeba to naprawić. Że skoro Berlin ma swoją Ku-damm, Budapeszt aleję Andrassy'ego, to Warszawa powinna mieć Marszałkowską" - czytamy na stronie.
Jednak według Grupy M20, za zapewnieniami Wojciechowskiego o poprawie sytuacji na ul. Marszałkowskiej kryje się jedynie reakcja pijarowa. W rzeczywistości są to puste obietnice rzucone mediom i warszawiakom. "A jak skończy się wreszcie medialna wrzawa, będzie można wrócić do słodkiego nic nie robienia" - czytamy na stronie Grupy.
"To zastanawiający dowód odcięcia od tego, czym żyje miasto i anachroniczności ludzi, którzy nawet kiedy dostają do ręki sygnały od społeczeństwa, to nie potrafią z nich skorzystać. Pozostaje im tylko powielanie banałów o poszerzeniu chodników tam, gdzie te chodniki i tak są wystarczająco szerokie" - pisze M20.