Ukraińskie koleje w fatalnym stanie. Bezład organizacyjny i korupcja przyczyną problemów
Koleje na Ukrainie mają gigantyczne długi i kilka tygodni temu ogłosiły niewypłacalność. Coraz głośniej mówi się o ich prywatyzacji, ale w warunkach ukraińskich może to oznaczać sprzedaż za grosze ogromnego majątku któremuś z oligarchów. O sytuacji kolei nad Dnieprem pisze dla Wirtualnej Polski ukraiński dziennikarz Jarosław Denysenko.
19.06.2015 | aktual.: 19.06.2015 10:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Unia Europejska stale akcentuje niski poziom infrastruktury transportowej na Ukrainie. Jednym z jej elementów są koleje, zarządzane w całości przez Państwową Administrację Transportu Kolejowego Ukrainy - Ukrzaliznycja (Koleje Ukraińskie). To ten centralny organ trzyma pieczę nad przewozami wewnętrznymi i międzynarodowymi oraz reguluje gospodarczą działalność kolei.
Niewydolny monopol
Transport kolejowy w obecnej chwili jest najczęściej wykorzystywanym rodzajem transportu na Ukrainie, ponieważ w ten sposób odbywa się 82 proc. przewozów towarowych i prawie 50 proc. przewozów pasażerskich. Warto jednak pamiętać, że zelektryfikowana jest mniej niż połowa tras kolejowych nad Dnieprem.
Ukrzaliznycja w całości należy do państwa, mając monopol na przewozy kolejowe. Z braku jakiejkolwiek konkurencji, koszty przejazdów stają się coraz droższe, co przy obecnym kryzysie gospodarczym szczególnie uderza w ludzi i budzi niezadowolenie społeczeństwa. Co ciekawe, wagony na Ukrainie są przeważnie sypialne, bo ukraińskie terytorium jest duże, ale komfort jest fatalny. Zagęszczenie sieci kolejowej, która jest mniejsza niż w Polsce, oraz jej stan od upadku Związku Radzieckiego niewiele się zmieniła. Są linie, które całkowicie zaniedbano.
Jak wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską dr Hryhorij Mozolewicz z Dniepropietrowskiego Uniwersytetu Narodowego Transportu Kolejowego, własność państwowa z jednej strony zabezpiecza stabilność funkcjonowania kolei nawet w warunkach kryzysowych, ale z drugiej stwarza zagrożenia dla ich działania w przyszłości. Państwo bowiem nie jest w stanie zapewnić wystarczających środków finansowych, potrzebnych dla zrównoważonego rozwoju tego rodzaju transportu, bez wprowadzenia partnerstwa publiczno-prywatnego. A to w warunkach ukraińskich rodzi pokusy korupcyjne.
Niebezpieczne związki z oligarchami
Tak czy inaczej, jednym z głównych problemów kolei ukraińskich jest zbyt małe wsparcie na poziomie państwowym oraz niewystarczająca ilość inwestycji, koniecznych dla ich modernizacji. Ukraińskim kolejom ciążą również związki ich kierownictwa z oligarchami.
W lutym bieżącego roku został ogłoszony konkurs na stanowisko nowego dyrektora generalnego. Kierownictwo ukraińskiego ministerstwa infrastruktury obiecywało przeprowadzić go maksymalnie przejrzyście i otwarcie. Doborem kandydatów zajmowali się zewnętrzni fachowcy, w tym uznana na świecie firma audytorska Deloitte. Niemniej lista 200 kandydatów na dyrektora nie została oficjalnie opublikowana. Poza tym do udziału w procedurze nie zaproszono ukraińskich ekspertów ds. transportu.
Efekt tego jest taki, że konkurs stał się przykrywką dla kuluarowych negocjacji między oligarchami a premierem Ukrainy Arsenijem Jaceniukiem. Świadczy o tym chociażby fakt, że wszyscy trzej finaliści to menedżerowie przedsiębiorstw należących do ukraińskich miliarderów - Rinata Achmetowa, Wiktora Pinczuka oraz Wadyma Nowińskiego. - Wszystko, co teraz widzimy ws. Ukrzaliznycji to jest kradzież ze strony tych, którzy są blisko władzy - powiedział prezes Ukraińskiego Centrum Analitycznego Ołeksandr Ochrimenko.
Po bankructwie prywatyzacja?
Jakby tego było mało, działalność dotychczasowego p.o. dyrektora generalnego kolei Maksyma Błanka jest powiązana z mnóstwem skandali. Jednym z nich było bezprawne zwolnienie kierownictwa jednego z przedsiębiorstw regionalnych - Kolei Południowo-Zachodnich, prawdopodobnie, by wymienić ich na własnych ludzi. Mimo protestów, ukraiński resort infrastruktury nie kiwnął palcem w tej sprawie.
Ostatnim akordem zamieszania wokół ukraińskich kolei było ogłoszenie przez nie w maju niewypłacalności. Łączna suma zadłużenia spółki wynosi równowartość ponad pięciu miliardów złotych. Główną przyczyną gigantycznych kłopotów finansowych jest bezład organizacyjny i powszechna korupcja panująca w branży.
Co dalej? Wszystko wskazuje na to, że czas w końcu zacząć rozmawiać o prywatyzacji Ukrzaliznycji. To trudna decyzja, ponieważ będzie się wiązać z kolejnymi podwyżkami biletów, ale nie ma innego wyjścia. Przy tym nie można dopuścić do sytuacji, kiedy jeden z oligarchów kupi całą kolej za grosze. Dlatego należy zmienić skład Antymonopolowego Komitetu Ukrainy i dołączyć do niego niezależnych ekspertów, żeby zabezpieczyć przejrzystość całej procedury.
**Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.