Ukraina potrzebuje czegoś innego. "Pilna zmiana kursu"
"Plan zwycięstwa" Wołodymyra Zełenskiego nie spotkał się z aprobatą amerykańskich urzędników. "W rzeczywistości Ukraina potrzebuje czegoś o wiele bardziej ambitnego: pilnej zmiany kursu" - podkreśla "The Economist".
Plan Zełenskiego rozczarował amerykańskich urzędników. Według wielu plan, zamiast opierać się na kompleksowej strategii, jest po prostu kolejną prośbą o większą ilość broni i zniesienie ograniczeń dotyczących pocisków dalekiego zasięgu. Brytyjski tygodnik zauważa jednak, że "w rzeczywistości Ukraina potrzebuje czegoś o wiele bardziej ambitnego: pilnej zmiany kursu".
"The Economist" podkreśla, że sytuacja Ukrainy pogarsza się wraz z powolnymi, ale postępami Rosji na wschodzie kraju, zwłaszcza wokół miasta Pokrowsk. Pomimo że Rosjanie wiele tracą w trakcie walk, "Ukraina również cierpi".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problemy Ukrainy
Do tego dochodzą inne konsekwencje wojny. Rosjanie regularnie niszczą sieci energetyczne w Ukrainie. Wraz z nadchodzącą zimą Ukraińcy będą się zmagali z kilkunastogodzinnymi przerwami dostaw prądu. "The Economist" zwraca uwagę, że "ludzie są zmęczeni wojną".
Armia ukraińska również walczy o mobilizację wśród obywateli, aby mogła wyszkolić wystarczającą liczbę żołnierzy, by chociaż utrzymać linię frontu. Nie mówiąc już o odzyskaniu straconych terenów. "Istnieje rosnąca przepaść między całkowitym zwycięstwem, którego wielu Ukraińców twierdzi, że chce, a ich chęcią lub zdolnością do walki o nie" - pisze brytyjski tygodnik.
Zmęczenie także poza Ukrainą
Zmęczenie jest widoczne również poza granicami Ukrainy. W artykule zauważono, że skrajna prawica w Niemczech i we Francji uważa, że wspieranie Ukrainy to strata pieniędzy.
Możliwa wygrana Donalda Trumpa w najbliższych wyborach również nie napawa optymizmem. Trump uważa, że bardzo szybko doprowadzi do zakończenia wojny, bo "w Rosji się go boją, a w Europie się martwią, bo to, co on mówi, mówi poważnie".
Zełenski musi zaakceptować prawdę?
"Jeśli pan Zełenski nadal będzie ignorował rzeczywistość, upierając się, że armia Ukrainy może odzyskać wszystkie ziemie, które Rosja ukradła od 2014 r., odstraszy zwolenników Ukrainy i jeszcze bardziej podzieli ukraińskie społeczeństwo" - pisze "The Economist".
W materiale podkreślono, że niezależnie od tego, czy Trump wygra w listopadzie, jedyną nadzieją na utrzymanie zachodniego wsparcia "jest nowe podejście, które zaczyna się od przywódców, którzy uczciwie powiedzą, co oznacza zwycięstwo". "The Economist" od dawna uważa, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy dla jej terytorium, ale po to, by powstrzymać ją od przekształcenia się w prosperującą demokrację zwróconą ku Zachodowi.
"Partnerzy Ukrainy muszą zmusić pana Zełenskiego do przekonania swojego narodu, że pozostaje to najważniejszym łupem w tej wojnie. Bez względu na to, jak bardzo pan Zełenski chce wypędzić Rosję z całej Ukrainy, w tym Krymu, nie ma ludzi ani broni, by to zrobić" - czytamy.
Plan bezpieczeństwa Ukrainy
"The Economist" pisze dalej, że zachodni przywódcy muszą uczynić nadrzędny cel wojenny wiarygodnym, zapewniając, że Ukraina ma potencjał militarny i gwarancje bezpieczeństwa. "Będzie to wymagało dużych dostaw broni, o którą prosi Zełenski. Ukraina potrzebuje rakiet dalekiego zasięgu, które mogą razić cele wojskowe w głębi Rosji, oraz sprzętu obrony powietrznej, aby chronić swoją infrastrukturę. Co najważniejsze, musi także wyprodukować swój własną broń".
Drugim gwarantem bezpieczeństwa miałoby być zaproszenie Ukrainy do NATO. Jednak członkostwo w Sojuszu byłoby kontrowersyjne i wiązałoby się z ryzykiem. Tereny okupowane musiałyby zostać wyłączone z gwarancji art. 5.
"Bardziej stanowcza obietnica członkostwa w NATO pomogłaby panu Zełenskiemu zdefiniować zwycięstwo na nowo; wiarygodny cel wojenny odstraszyłby Rosję; NATO skorzystałoby na odnowionym ukraińskim przemyśle zbrojeniowym. Stworzenie nowego planu zwycięstwa wymaga wiele od pana Zełenskiego i zachodnich przywódców. Ale jeśli się wahają, zapoczątkują porażkę Ukrainy. A to byłoby o wiele gorsze" - podsumowuje brytyjski tygodnik.
Źródło: "The Economist"