UE nie będzie czekać na Polskę
Anders Fogh
Rasmussen (AFP)
Premier Danii przewodniczącej UE ponowił w
środę zawoalowane ostrzeżenie wobec Polski, że Unia i inni
kandydaci nie będą czekać z zakończeniem negocjacji członkowskich
na kandydatów, którzy nie będą do tego gotowi w grudniu.
03.07.2002 | aktual.: 05.07.2002 11:11
Są różnice w rozmiarach między krajami, ale nie w ich prawach i obowiązkach. Jeżeli tylko niektóre, nie wszystkie kraje będą gotowe w grudniu, powinniśmy zakończyć negocjacje z tymi, które będą gotowe. Żaden kraj, który będzie gotowy, nie powinien czekać na kraj, który nie będzie gotowy - powiedział Anders Fogh Rasmussen na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu.
Była to aluzja do Polski, bez której - ze względu na jej rozmiary i bliskie sąsiedztwo - zwłaszcza niemieccy politycy, jak mówią, nie wyobrażają sobie poszerzenia Unii.
Grudzień 2002 roku to dla Rasmussena ostateczny termin zakończenia negocjacji z kandydatami, jeśli mają oni wejść do Unii w 2004 roku. Potem czekają nas inne zadania. Nie mówię, że teraz lub nigdy, ale jeżeli nie wykorzystamy tej sposobności, jest ryzyko, że rozszerzenie zostanie znacznie opóźnione - powiedział premier Danii.
Podobne ostrzeżenia duńskiego szefa dyplomacji Pera Stiga Moellera w ostatni piątek skłoniły brytyjski dziennik Financial Times do komentarza, że Dania, zapowiadając, że nie poczeka w grudniu na żadnego z kandydatów, którzy nie będą gotowi, wymachuje wielkim kijem nad głowami kandydatów, zwłaszcza Polski.
W środowej debacie nawiązał do tego szef klubu socjalistów w unijnym parlamencie, Hiszpan Enrique Baron Crespo. Według niego, Dania powinna raczej posłużyć się kijem, żeby zaprowadzić porządek w Radzie Unii i skłonić obecnych członków Unii do porozumienia o warunkach finansowych członkostwa dla państw kandydujących.
Wielu innych uczestników debaty apelowało do premiera Danii i innych przywódców unijnych, żeby nie pozwolili opóźnić rozszerzenia wskutek wewnętrznych sporów o pieniądze i o kształt wspólnej polityki rolnej.
Rasmussen określił jako wyważoną i rozsądną propozycję Komisji Europejskiej dotyczącą stopniowego objęcia nowych członków dotacjami rolnymi i unijnymi funduszami strukturalnymi dla uboższych krajów i regionów, a także warunków ich wkładu do unijnego budżetu.
Komisja zaproponowała m.in., żeby przyznać nowym członkom 25% dopłat bezpośrednich dla rolników w pierwszym roku członkostwa i dojście do 100% w 2013 roku.
Ale ze względu na kampanię przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi socjaldemokratyczny kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, popierany przez rządy Holandii, Wielkiej Brytanii i Szwecji, odmawia zgody nawet na propozycję Komisji Europejskiej. Nawołuje przy tym do reformy wspólnej polityki rolnej i do cięć w dopłatach dla rolników.
Szef największego, chadecko-konserwatywnego klubu politycznego w Parlamencie Europejskim, niemiecki chadek Hans-Gert Poettering, zaapelował więc do premiera Danii, żeby kategorycznie odrzucił wiązanie przez Schrodera rozszerzenia Unii z reformą wspólnej polityki rolnej ze względów wyborczych.
Lider socjalistów Baron Crespo ripostował, że Poettering powinien raczej zwrócić uwagę chadeckiemu kandydatowi Edmundowi Stoiberowi, żeby nie poruszał wciąż sprawy dekretów (prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza).
Chadeków z socjalistami pogodził przywódca klubu liberalnego, Brytyjczyk Graham Watson. Wezwał on unijnych przywódców - jak powiedział, Blaira i Schroedera z lewicy oraz Chiraca, Berlusconiego i Aznara z prawicy - żeby przestali kłócić się jak żołnierze rzymscy pod krzyżem o ułamek procenta produktu krajowego brutto.
To, co Komisja proponuje jako wypłaty z unijnej kasy na czysto 10 nowym państwom członkowskim, w tym Polsce, będzie stanowiło mniej niż 0,1% PKB obecnej Unii. (and)