UE jak Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej
Już 21-22 czerwca będzie miał miejsce finał heroicznej walki polskiego rządu o pierwiastkowy system ważenia głosów. Sprawa jest o tyle burzliwa, że 25 spośród 27 krajów członkowskich zaakceptowało tzw. podwójny system liczenia głosów, który jest korzystniejszy dla większych państw i może doprowadzić do sytuacji, w której cztery największe kraje Unii będą w stanie zawetować każdą podjętą kwestię. Pikanterii całej sytuacji dodają niemieckie media, bezkompromisowa postawa Merkel podczas spotkania z Lechem Kaczyńskim oraz niepochlebne wypowiedzi czołowych polityków Europejskich Wspólnot.
25.06.2007 | aktual.: 25.06.2007 10:40
Zachowując dystans do sprawy słuszności polskiego sprzeciwu wobec powszechnie zaakceptowanego systemu głosowania, warto zwrócić uwagę na niezdrowy ton wyżej wspomnianych wypowiedzi Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i Przewodniczącego Komisji Europejskiej. Zarówno pan Poettering, jak i Barosso, podkreślają wyrazy szacunku dla strony polskiej za chęć debaty w sprawie systemu ważenia głosów. Niestety, szacunek nie wystarczy do tego, by debatę przeprowadzić. Co więcej, zamiast debaty mamy oskarżenia jakoby nasz kraj hamował rozwój Unii i swój. Czytając wypowiedzi wspomnianych polityków odnoszę wrażenie, że forsowanie pewnych decyzji w strukturach UE odbywa się na zasadzie handlu wymiennego (może już niedługo na zasadzie relacji senior - wasal) i wiecznego wypominania, o tym jak wiele się dostaje, a jak mało daje. Polsko! Synu marnotrawny, skazujesz Unię na zacofanie, a ona tyle Ci daje: No powiedz mi - kto dał Ci pieniądze? Kto wykazał solidarność w sprawie rosyjskiego embarga? Czy nie czas na to, by
się odwdzięczyć? A może nawet dobrze, że hamujemy Unię. Po co gwałtownie zawracać skoro i tak zmierza się ku przeszłości i to jak odległej - sięgającej Arystotelesowskich rozpraw o oligarchii. Dużo do myślenia daje fakt nabijania się z polskich obaw o zbyt silną pozycję Berlina we Wspólnocie przez niemiecką prasę,uważającą braci Kaczyńskich za ludzi o zacofanych poglądach patrzących na teraźniejszość przez pryzmat esesmańskiego terroru z lat 30. XX wieku.
Czy mamy rację obawiając się podwójnego systemu ważenia głosów? Nie wiem. Wiem tylko, że skoro należymy do Zjednoczonej Europy na równych prawach z innymi, to mamy prawo do dialogu i przedstawienia swoich wątpliwości. Jeśli nikt nie chce ich nam rozjaśnić to nie wiem czego wymaga się od państw członkowskich. Może jednostajnego kiwania głową na każde zawołanie jak przez blisko 50 lat "braterstwa" ZSRR?
Adam Świerczewski