UE: Fiasko rozmów ws. 48‑godzinnego tygodnia pracy
Fiaskiem zakończyły się w Luksemburgu wielogodzinne negocjacje ministrów pracy krajów członkowskich UE w sprawie 48-godzinnego tygodnia pracy w UE i możliwości jego wydłużenia.
02.06.2006 | aktual.: 02.06.2006 01:01
W czwartek późnym wieczorem, podczas rozmów w Luksemburgu, nie zdołały się porozumieć dwie grupy krajów: dowodzeni przez Francję, Szwecję i Hiszpanię obrońcy socjalnego modelu Unii Europejskiej, którzy są za tym, by nie można było pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo, oraz zwolennicy elastycznego prawa pracy - Wielka Brytania, Polska i inne nowe kraje członkowskie.
Chodzi o nowelizację dyrektywy o czasie pracy z 1993 roku. Kością niezgody pozostaje odejście od tzw. systemu opt-out, wprowadzonego na żądanie Wielkiej Brytanii, dzięki któremu każdy kraj UE może pod pewnymi warunkami wydłużyć 48-godzinny tydzień pracy. Klauzula ta zezwala pracodawcom na ustalenie - na mocy umowy z pracownikiem - dłuższego tygodniowego czasu pracy.
Minister gospodarki Martin Bartenstein w imieniu przewodniczącej UE Austrii odpowiedzialnością za fiasko obarczył kraje, które broniły zasady opt-out. Nie widzę możliwości kompromisu na podstawie obecnych stanowisk. Po raz czwarty z rzędu ponieśliśmy fiasko. To pokazuje, jak bardzo kontrowersyjna jest to sprawa - powiedział..
Austria próbowała znaleźć rozwiązanie, proponując stopniowe odchodzenie od zasady opt-out, obwarowanej dodatkowo wieloma warunkami. Przedłużenie czasu pracy byłoby możliwe, ale tak, by w rozliczeniu trzymiesięcznym nie przekraczał on 65 godzin tygodniowo. To było nie do zaakceptowania ani dla Wielkiej Brytanii i jej liberalnych sojuszników, ani dla zatroskanej o zdobycze socjalne "grupy jedenastu", której nieformalnym rzecznikiem stał się Luksemburg. Głosowania nie było. Polska nie poparła kompromisu zaproponowanego przez Austrię. Propozycja z pewnymi poprawkami byłaby do zaakceptowania dla Polski - podsumowała podczas obrad minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata.
Sprawę komplikują wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, który konsekwentnie orzekał, że czas dyżurów (np. lekarzy czy strażaków) należy traktować jako normalny, w pełni opłacany czas pracy. Takie samo stanowisko zajął w 2005 roku Parlament Europejski, który na równi z krajami członkowski ma głos w sprawie nowelizacji dyrektywy.
Wobec braku porozumienia, sprawa nie jest rozstrzygnięta. Tymczasem w zeszłym roku rząd szacował, że zaliczanie dyżurów do 48-godzinnego tygodnia pracy kosztowałoby Polskę ok. 950 mln zł na stworzenie 15 tys. miejsc pracy dla lekarzy i 4,5 tys. dla strażaków. W podobnie trudnej sytuacji jest wiele innych krajów UE.
Sprawa wróci na agendę podczas fińskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej, w drugim półroczu tego roku. Do Komisji Europejskiej będzie należało zaproponowanie jakiegoś rozwiązania. Komisja przeanalizuje różne warianty, ale musi stać na straży prawa - powiedział po zakończeniu bezowocnych obrad komisarz ds. pracy i spraw społecznych Vladimir Szpidla.
Michał Kot