ŚwiatUE chce nowych relacji z Turcją. Czy pieniądze pomogą pozbyć się niesmaku?

UE chce nowych relacji z Turcją. Czy pieniądze pomogą pozbyć się niesmaku?

Europa oswaja się z myślą, że prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan uzyskał niemal sułtańską władzę w kraju, która pozwala mu na bezkarne łamanie praw człowieka. Komisarz UE Johannes Hahn uważa, że Bruksela i Ankara muszą wznowić współpracę, żeby uporać się z narastającą frustracją. Pomimo niesmaku górę biorą interesy.

UE chce nowych relacji z Turcją. Czy pieniądze pomogą pozbyć się niesmaku?
Źródło zdjęć: © Reuters
Jarosław Kociszewski

25.04.2017 | aktual.: 25.04.2017 12:39

- Z obiektywnego punktu widzenia, patrząc na aresztowania, ograniczanie wolności słowa i łamanie praw człowieka, to negocjacje nad przystąpieniem Turcji do Unii Europejskiej powinny zostać oficjalnie zawieszone – mówi Wirtualnej Polsce Adam Balcer, ekspert WiseEuropa. – Dawniej urzędnicy w Brukseli sporządzali raport, który był traktowany tak poważnie jak raporty NIK w Polsce. Teraz urzędnicy mogą wydawać obiektywne rekomendacje w oparciu o ustalone wcześniej kryteria, a górę i tak bierze polityka.

Negocjacje nad przystąpieniem Turcji do Wspólnoty trwają od 2005 r., ale jest to proces czysto teoretyczny, który nigdzie nie prowadzi. Kolejne rozdziały negocjacyjne są od czasu do czasu otwierane, co nic w praktyce nie zmienia, a rozmowy nie zmierzają ku zakończeniu.

Zdaniem Balcera do formalnego zawieszenia negocjacji doprowadzić może wprowadzenie przez Turcję kary kary śmierci. To jedna z najważniejszych obietnic Recepa Erdogana przedreferendum o zmianie ustroju na prezydencki. Załamanie relacji z UE nastąpić może też po jakiejś spektakularnej fali represji wobec opozycji, choć nawet teraz Europa protestuje przeciwko aresztowaniom dziennikarzy czy sędziów, ale nic konkretnego nie robi.

Obraz
© Reuters

UE i Turcję łączy zbyt wiele

Johannes Hahn, komisarz odpowiedzialny za rozszerzanie UE nie chce przesądzać, jaką decyzję w sprawie dalszych rozmów z Turcją podejmą przywódcy krajów członkowskich Wspólnoty. Według niego Bruksela musi wypracować nowe, specjalne relacje z Turcją, gdyż obecna sytuacja jest niemożliwa do utrzymania i szkodliwa dla wszystkich.

Brukselę i Ankarę łączy sieć wzajemnych zależności. Wymiana handlowa na poziomie 145 mld euro rocznie oznacza, że Turcja jest jednym z najważniejszych rynków zbytu dla Unii, która z kolei otwiera listę partnerów Ankary. Inwestycje Wspólnoty w Turcji szacuje się na 80 mld. euro.

Kolejnym węzłem wiążącym Brukselę i Ankarę jest kwestia uchodźców. Turcja zatrzymała falę imigrantów zmierzających przez Bałkany ku centrum kontynentuw zamian za obietnicę ruchu bezwizowego, zapłatę kilku miliardów euro i przyspieszenie negocjacji o przystąpieniu do UE.

To porozumienie z jednej strony służy Ankarze do wywierania nacisków na Brukselę, a równocześnie jest jedną z przyczyn narastającej frustracji Turków, którzy czują się oszukani i wykorzystani przez Europejczyków. Do tego wzajemne relacje komplikuje walka z terroryzmem i nierozwiązany problem Cypru. W Syrii wrogowie i sojusznicy zmieniają się jak w kalejdoskopie, a Turcja pod pretekstem walki z Państwem Islamskim potrafi atakować sojuszników Zachodu.

Wspólnota traci na atrakcyjności

Równocześnie niechęć wobec "krzyżowców" jest wygodnym sposobem mobilizowania konserwatywnego elektoratu, zwłaszcza na tureckiej prowincji. Przykładem tego była kampania przed referendum i oskarżanie niemieckich oraz holenderskich polityków o stosowanie nazistowskich metod. Ankara grzmiała, ale w praktyce podjęła tylko symboliczne działania. Ograniczenie prawa do korzystania z tureckich lotnisk przez oficjalne delegacje holenderskie wiele nie zmieniło.

W rezultacie Unia Europejska jest coraz mniej atrakcyjna dla Turków. Już tylko trochę ponad połowa obywateli kraju popiera przystąpienie do Wspólnoty. Dla Erdogana jest to przede wszystkim gra o utrzymanie wymiany gospodarczej. Prezydent obawia się reakcji rynków na znaczne pogorszenie się relacji z Unią i oficjalne zawieszenie rozmów.

Obraz
© Reuters

Decyzja o formalnym zawieszeniu negocjacji z Turcją musi zostać podjęta na szczycie przywódców UE. Zwolennikami takiego rozwiązania są Austriacy. Po europejskich politykach trudno jednak oczekiwać takiej jednoznaczności i odwagi. Dużo lepiej wychodzi im unikanie decyzji, niż ich podejmowanie. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, aby liderzy Wspólnoty zaryzykowali wznowienie kryzysu imigracyjnego i podważenie relacji gospodarczych z Turcją.

Nowe relacje z Ankarą, które chce budować Johannes Hahn, prawdopodobnie będą bardzo podobne do tych wcześniejszych. Różnicą może być uznanie faktu, że negocjacje akcesyjne nie prowadzą do niczego, choć zapewne formalnie nie zostaną zerwane. Oczywiście wszystko to zostanie okraszone wypowiedziami na temat praw człowieka i wartości demokratycznych. Podobnie było w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy Zachód przełknął dyktaturę wojskową w Turcji i nikt poważnie nie myślał o wykluczeniu jej z NATO. Teraz znowu padnie wiele słów i wyrazów niepokoju, po których pozostanie jedynie niesmak.

Zobacz także
Komentarze (8)