Udusił w hotelu przyjaciółkę i dostał za niską karę
Sąd Apelacyjny w Łodzi uchylił we wtorek wyrok 12 lat więzienia dla 34-letniego Roberta S., oskarżonego o uduszenie w jednym z łódzkich hoteli swojej 36-letniej przyjaciółki, której ciało ukrył w szafie. Sprawą ponownie zajmie się sąd pierwszej instancji.
W marcu tego roku Sąd Okręgowy w Łodzi skazał mężczyznę na 12 lat więzienia. Oprócz zabójstwa Robert S. był również oskarżony o kradzież samochodu i pieniędzy należących do ofiary oraz oszukanie właścicieli dwóch hoteli, w których mieszkał.
Apelację od wyroku wniósł prokurator i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, którzy uznali wyrok za zbyt łagodny. SA uchylając większą część wyroku uznał, że sąd pierwszej instancji popełnił błędy proceduralne. Utrzymał w mocy jedynie karę roku więzienia za dwa drobniejsze przestępstwa.
Do zabójstwa doszło w marcu ub. roku w jednym z hoteli w Łodzi. Zwłoki 36-letniej kobiety ukryte w szafie znalazła sprzątaczka. Policjanci ustalili, że zamordowana to łodzianka, której zaginięcie zgłosiła dzień wcześniej rodzina. Jak się okazało, kobieta miała przyjaciela - Roberta S. - z którym wielokrotnie spotykała się w hotelu w Łodzi. Na jego nazwisko wynajęty był pokój.
Jak ustalono, feralnej nocy pomiędzy kochankami doszło do kłótni. Kobieta chciała zakończyć znajomość i odzyskać ok. 2 tys. zł, które pożyczyła mężczyźnie. To podczas tej kłótni Robert S. udusił swoją przyjaciółkę. Potem uciekł samochodem należącym do ofiary; ukradł także jej karty kredytowe.
Według śledczych ukrywając zwłoki kobiety w szafie i zabierając klucz od pokoju, chciał opóźnić ujawnienie zbrodni i zyskać na czasie. Szybko jednak ustalono, że samochód ofiary został porzucony w Toruniu, a łodzianin planując ucieczkę z kraju, pojechał do Gdańska. Tam został zatrzymany przez funkcjonariuszy Morskiego Oddziału Straży Granicznej, gdy próbował opuścić Polskę na pokładzie promu płynącego do Szwecji.
Przy zatrzymanym znaleziono należące do ofiary przedmioty. Mężczyzna przyznał się do uduszenia kobiety. Utrzymywał jednak, że nie chciał uciec do Szwecji, ale popełnić samobójstwo, skacząc z promu do morza. Robert S. był wcześniej karany. Groziło mu nawet dożywocie. Sąd Okręgowy skazując go na 12 lat więzienia argumentował, że oskarżony nie planował zabójstwa i żałuje tego, co zrobił, więc nie ma żadnych dodatkowych okoliczności obciążających, które mogłyby wpłynąć na podwyższenie kary.