Uczniowie rozwiązali test. Matka gimnazjalistki: w mojej córce coś pękło
- Poczuła ból i rozczarowanie - mówi w rozmowie z WP Agnieszka, matka uczennicy, która jest dyslektyczką. Jej córka rozwiązała test przygotowujący do egzaminu gimnazjalnego. Sprawdzian naraził szesnastolatkę na przykre uwagi kolegów z klasy. Dziewczyna od razu dała upust emocjom.
Uczennica gimnazjum w Białymstoku rozwiązała test. Jednak w przeciwieństwie do koleżanek i kolegów z klasy poza zaznaczeniem odpowiedzi dodała też komentarze. "Nikt nie powinien wypowiadać się w ten sposób na temat, o którym nic nie wie" - napisała.
Dziewczynka, która jest dyslektyczką, pouczyła autorów testu i samego tekstu, który był częścią zadania. Jak oceniła, "widać, że nie współpracowali z dyslektykami", "w materiale porównano dyslektyka z analfabetą".
Test można zaliczyć do tych nazywanych "na rozumienie tekstu pisanego". Nim jest zaś materiał o tym, że ludzie powinni dbać o poprawną polszczyznę z internecie. Czytamy, że jest wielu "rzekomych dyslektyków", którzy posługują się fałszywymi zaświadczeniami o zaburzeniu i "mają raj na ziemi", bo dzięki literce "D", mają spokój, czyli nie muszą zwracać uwagi na pisownię.
"O błędach łatwo się wypowiadać, mając pełną władzę nad tekstem pisanym. Autorka nie wie, jak to jest, kiedy chce się napisać "że", a ręka pisze "rze" - zwróciła uwagę gimnazjalistka. Poza tym podkreśliła, że nie spodziewa się, że osoba, która nie ma takich zaburzeń, zrozumie, jak to jest je mieć, ale oczekuje szacunku.
"Nieważne, że dyslektyk przez całe życie walczy, żeby być przynajmniej równym, ale zawsze jesteś gorszy. Nieważne, że nie miałeś dzieciństwa przez ćwiczenia, nieważne, że płakałeś po przeczytaniu jednego zdania, przez godzinę czytałeś jedną stronę, a na odrabianiu lekcji spędzałeś sześć godzin" - dodała uczennica. Zwróciła uwagę, że korzystanie ze słownika i ciągłe poprawianie błędów nie są rozwiązaniem problemów, choć tak twierdzi autor tekstu zawartego w teście.
Zdaniem gimnazjalistki materiał propaguje wytykanie błędów. "Prawdą jest, że należy je poprawiać, ale czy sens wypowiedzi jest najważniejszy, czy poprawność? Dlaczego mam się wstydzić tego, że robię błędy? Robię je, bo nie umiem ich nie robić. Tak działa mój mózg. Mogę tysiąc razy poprawiać błąd, ale za 1001 razem go popełnię" - tłumaczyła gimnazjalistka. Dodała też listę nazwisk znanych i cenionych osób, które są dyslektykami.
"Coś w niej pękło"
Nie tylko według uczennicy tekst jest gorszący dla dyslektyków. Tego zdania jest też jej matka. Agnieszka test z komentarzami córki przesłała do administratorów facebookowego profilu Chcemy całego życia.
Chciałabym zwrócić uwagę autorowi i wydawnictwu na fakt, że oddając do użytku tak sformułowane zadanie tekstowe, narażają tysiące dzieci na kpiny i społeczne napiętnowanie wśród rówieśników, którzy nie zrozumieją, że artykuł krytykuje osoby posługujące się niesłusznie pozyskanymi zaświadczeniami o dysleksji, nie zaś 'prawdziwych' dyslektyków. Cóż się dziwić dzieciom, skoro w dysleksję nadal 'nie wierzy' wielu uznanych pedagogów. Uwrażliwienie na piękno i czystość języka polskiego nie powinno iść w parze z brakiem wrażliwości na problemy człowieka - wyrażającym się, w tym konkretnym przypadku, niefrasobliwym, generalizującym i zniekształcającym fakty językiem autora. Agnieszka
W rozmowie z WP Agnieszka powiedziała, że zgłosiła sprawę do Polskiego Towarzystwa Dyslektyków i wkrótce ma uzyskać odpowiedź. - Zastanawiam się nad powiadomieniem kuratorium, ale przed moim dzieckiem egzaminy, więc nie chce mu zaszkodzić. Nie chcę też, by szkoła była uznawana za winną, bo winne są wydawnictwo i autor - dyskryminują bezmyślnie i bezrefleksyjnie - oceniła.
Zwróciła uwagę, że problem jest większy. - Nie wszyscy nauczyciele rozumieją, czym jest dysleksja. Wysłałam do nich wiele pism - podkreśliła. I zaznaczyła, że uczniowie dostają "dwóje" z ortografii, mają czytać teksty na głos, ale sprawa dotyczy nie tylko lekcji języka polskiego. Dyslektycy umieszczają też liczby w niewłaściwych miejscach. Jak podkreśliła Agnieszka, te błędy nie oznaczają, że dyslektykom brakuje wiedzy.
Przyznała też, że jej córka przy zadaniach sztywniała, pociła się i miała tiki nerwowe. - To dla niej ogromny wysiłek. Tylko że ona ma przy tym poczucie bezsilności, bo potem nie ma efektów - twierdzi Agnieszka.
Matka gimnazjalistki zaznaczyła też, że inne dzieci podśmiewają się z dyslektyków, którzy padają ofiarami szykan. - Rozwiązując test moja córka poczuła ból i rozczarowanie. Coś w niej pękło, została przekroczona granica wytrwałości. Tekst to źródło kpin i napiętnowania, naraził córkę na przykre uwagi kolegów - oceniła Agnieszka.
"A na dzisiejszej lekcji nauczymy się, z kogo należy szydzić" - tak test skomentował z kolei jeden z internautów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl