PolskaUczniowie odurzają się domowymi narkotykami

Uczniowie odurzają się domowymi narkotykami

Krakowscy gimnazjaliści i licealiści odurzają się łatwo dostępnymi środkami. Najpopularniejszymi domowymi narkotykami są leki na przeziębienie, które dają efekt podobny do amfetaminy i... płyn do higieny intymnej. Nastolatków nie odstrasza ohydny smak ani niebezpieczeństwo groźnych powikłań. W ciągu ostatnich kilku lat podwoiła się liczba nastoletnich lekomanów.

Co piąta 15-latka, by być na haju, łyka nagminnie tabletki uspokajające. Wyniki takie podał sopocki instytut PBS, który objął badaniami dwa tysiące krakowskich gimnazjalistów i licealistów. Badanie dotyczyło jednak tylko leków nasennych i uspokajających. Ilu uczniów zjada całe opakowania leków na przeziębienie? Tego nie wie nikt. Już 13-14-latkowie mają doświadczenia z przedziwnymi środkami, np. z benzydaminą - substancją zawartą w płynie do higieny intymnej kobiet. Bardzo często chwalą się nimi w Internecie.

"Słyszę dziwne głosy"

Jeden z eksperymentatorów tak opisuje swoje doznania: "Słyszę dziwne głosy i wszędzie widzę zarysy ludzkich postaci. Po podwórku biegały psy, których w rzeczywistości nigdy nie było. (...) Później schiza stała się nie do zniesienia: otworzyłem okno i chciałem skoczyć". Inny pisze: "Palce się palą na zielono! Próbuję zdmuchnąć płomień, ale on jest odporny".

Tomek, uczeń jednego z najlepszych krakowskich liceów, chciał skondensować płyn. - Włożyłem nasączoną płynem chusteczkę do piekarnika, by otrzymać kryształki - wspomina. - Coś jednak nie wyszło, chusteczka się zeschła i musiałem ją zjeść. Uczniowie nie mają żadnego problemu z kupnem tego środka. Mówią, że to dla mamy lub siostry. - Nie przyszło mi do głowy, że można tego używać w ten sposób - przyznaje Piotr Burakowski z apteki "DeltaPharm" przy ul. Krowoderskich Zuchów.

Prawnych ograniczeń w sprzedaży płynu do higieny intymnej nie ma, tak jak i z lekami bez recepty. Problemu nie zna ks. Andrzej Augustyński, pełnomocnik prezydenta miasta ds. młodzieży. Znają go jednak farmaceuci, którzy sami wprowadzają ograniczenia przy sprzedaży. W aptece w Centrum Handlowym Elena nastolatek może kupić tylko jedno opakowanie leku na przeziębienie z silnie uzależniającą kodeiną. Podobnie jest w innych rejonach miasta.

- Potrafimy rozpoznać tych, którzy chcą kupić tabletki, a nie są chorzy na gardło. Udajemy, że lek się skończył - tłumaczy Urszula Szlosek, farmaceutka z apteki "Hygieia" przy ul. Dobrego Pasterza. Specjaliści ostrzegają, że kilka aplikacji takich leków może spowodować ciężkie uszkodzenia wątroby i nerek. Poza tym, domowe narkotyki szybko uzależniają. - A chęć nowych doznań sprawia, że młodzi sięgają potem po amfetaminę i inne narkotyki - podkreśla dr Roman Dudzik, kierownik Ośrodka Leczniczo-Rehabilitacyjnego dla Osób Uzależnionych w Krakowie.

Rodzice nic nie podejrzewają

Dlaczego młodzież eksperymentuje z lekami i mydłem? - Są łatwo dostępne. Poza tym rodzice nic nie podejrzewają, gdy zobaczą u mnie syrop na kaszel lub tabletki do ssania. Nawet gdy mnie złapie policja, jestem kryty - wylicza Tomek. Jak w takim razie ograniczyć to zjawisko? Terapeuci podkreślają, że duże znaczenie ma postawa szkoły.

Wiele placówek chętnie zaprasza np. pracowników Monaru na zajęcia o uzależnieniach. To jednak za mało - problem najszybciej wykrywa się w domu. Jak ma to zrobić rodzic, który o narkotykach wie niewiele? - Gotowe recepty typu: powiększone źrenice nie sprawdzają się, bo niektórzy mają je naturalnie duże - mówi Monika Bielińska, terapeutka uzależnień, która pracuje jako partyworker (m.in. podczas imprez w krakowskich klubach). Tłumaczy, że na kłopoty z narkotykami może raczej wskazywać nagła zmiana zachowania: z odludka dziecko staje się duszą towarzystwa lub odwrotnie - dotychczas otwarte w stosunku do rodziców zamyka się w sobie, przestaje je cokolwiek interesować. I jeśli rodzice dobrze znają swoje dziecko, zauważą to.

Niestety, według cytowanych wyżej badań, wśród krakowskich nastolatków dziesięć do kilkunastu procent ma trudne relacje z rodzicami. - Może zabrzmi to niewiarygodnie, ale niektórzy wręcz odczuwają ulgę, gdy okaże się, że dziecko ma problemy z narkotykami - mówi Grzegorz Wodowski z Monaru. - To zwalnia ich z odpowiedzialności i zastanawiania się nad tym, czy potrafią je wychować. Wtedy winien jest zwykle diler, szkoła, kiepsko działająca policja, złe prawo itd. Często się okazuje , że dziecko zaczęło brać niedawno, a np. już od dawna nie chodzi do szkoły, kradnie. Aby mu pomóc, nie należy się koncentrować na narkotykach kwituje.

Ks. Augustyński obiecuje, że magistrat zbada skalę problemu. - Postaramy się, by w przyszłym roku pracownia PBS zbadała również, ile leków z kodeiną czy pseudoefedryną zażywają uczniowie. Gdy się tego dowiemy, będzie można przedsięwziąć konkretne działania - mówi.

Marta Paluch

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)