Uciszony
Gdy Andreas umierał, jego matki nie było w pobliżu. Tak mówi jej adwokatka. Ateńska policja twierdzi jednak, że Klaudia M., 29-letnia pół-Polka, pół-Greczynka widziała, jak jej partner, 33-letni Mariusz P., zabijał jej synka i nie zrobiła nic. 23 marca greckie media poinformowały, że znaleziono go martwego w celi. Trwa śledztwo, które ma wyjaśnić, dlaczego przez pięć lat nikt w Grecji i w Polsce nie zauważył, że siedmioletnie dziecko po prostu zniknęło.
Wersje zabójstwa są dwie.
Adwokatka Klaudii M., Konstantina Filippou, powiedziała WP, że w czasie przesłuchań Mariusz P., ojczym dziecka, wziął na siebie całą odpowiedzialność za zbrodnię umyślnego zabójstwa.
Adwokat Mariusza P., Alexis Filios, przekazał z kolei, że mężczyzna nie przyznał się do zabicia Andreasa. Zeznał jedynie, że doszło do "wypadku". Powiedział, że zakleił dziecku usta 2,5-centymetrową papierową taśmą.
To była częsta kara dla chłopca. Miał być cicho. Mariusz P. przyznał to na przesłuchaniu. Ale zaprzeczył, że zasłonił mu dłonią nos. Za to jego adwokat przyznał w rozmowie z nami, że jego klient potrafił za karę odmówić chłopcu jedzenia.
Na początku 2017 roku w domu Mariusza i Klaudii dochodzi do kolejnej awantury. Policyjna notatka kwituje ją krótko: 33-latek znęcał się nad 7-latkiem, co doprowadziło do jego śmierci. Adwokat Mariusza P. nie wyjaśnił, dlaczego P. to zrobił i co nim kierowało.
Greckie media podają kilka wersji: zakleił usta i nos taśmą, zakleił nos i usta tak, że chłopiec się udusił, wreszcie: włożył taśmę do ust, zakleił nos i zostawił w pokoju.
- Najbardziej szokujące jest to, że zrobił to wszystko na oczach matki Andreasa, która nie zrobiła nic, by chronić i ratować swoje dziecko - mówi w rozmowie z WP Eleni Lazarou, dziennikarka greckiej telewizji AlphaTV. - Te doniesienia są przerażające. Andreas był codziennie maltretowany - dodaje.
Greccy śledczy sprawdzają wszystkie wersje, ale aktualne oficjalne stanowisko greckiej policji potwierdza słowa Lazarou: Klaudia M. była świadkiem zabójstwa własnego syna i "nie podjęła żadnych działań", aby mu zapobiec.
Eleni Lazarou: - Oboje bali się, że zostaną aresztowani i wysłani do więzienia. Mariusz P. powiedział Klaudii, że ukryje ciało dziecka.
33-latek zbudował na dachu domu prowizoryczną konstrukcję, w której umieścił ciało 7-latka. Zwłoki ukrył pod betonową wylewką. Razem zatarli inne ślady istnienia chłopca.
Eleni: - Według moich informacji oboje powiedzieli policji, że w chwili śmierci Andreasa jego niespełna dziewięcioletnia wówczas siostra Ioanna była w domu przyjaciela. Matka wyrzuciła ubrania i zabawki syna, a gdy dziewczynka wróciła do domu, powiedzieli jej, że brat wyjechał do Polski ze swoim biologicznym ojcem.
To samo mówili wszystkim, którzy pytali. A nie było ich wielu. Właściwie to nikt nie pytał.
KLAUDIA I KRZYSZTOF
Krzysztof M., biologiczny ojciec dzieci, przyjeżdża z Polski do Grecji wraz z najbliższą rodziną w 2007 roku. W Atenach pracuje jako robotnik budowlany. 15-letnią Klaudię, a właściwie Christinę-Klaudię M., która używa jednak tylko drugiego imienia, poznaje w drodze do pracy. Była na spacerze z psem.
- Oni byli młodzi obydwoje - opowiada siostra Krzysztofa, Małgorzata. - Z pracą różnie bywało. Były momenty, że było między nimi bardzo dobrze, a były momenty, kiedy się kłócili. (...) Ale wyglądało to normalnie. Ona też za nim bardzo była na początku.
Wówczas rodzina Krzysztofa była przekonana, że Klaudia jest pełnoletnia.
W 2008 roku na świat przychodzi pierwsze dziecko pary - Ioanna. Rok później rodzi się Andreas.
- Jej się mówiło od początku, że jakby się coś działo, jakby sobie nie dawała rady z racji tego, że ona bardzo młoda była, to że zawsze może zadzwonić i zawsze możemy wziąć (red. dzieci). Ona to wiedziała.
Pierwsze zgłoszenie w sprawie Klaudii M. grecka organizacja Uśmiech Dziecka otrzymała w 2008 roku.
- Dostaliśmy informację, że dziecko jest bezdomne. Ale kiedy razem z policją odnaleźliśmy Klaudię, okazało się, że to nie była prawda. Po prostu spacerowała po plaży - mówi WP Stefanos Alevizos, psycholog i koordynator greckiego Krajowego Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych przy organizacji Uśmiech Dziecka. - Towarzyszyła jej koleżanka mamy, więc w 2008 roku właściwie nie było problemu.
Z relacji Małgorzaty wynika, że służby zaalarmowała matka Krzysztofa.
- Dla nas było niepojęte, że opieki nad Ioanną nie wzięła na siebie jej babcia (mama Klaudii M. - przyp. red.) Klaudia sobie z dzieckiem radziła, ale dla nas to było nienormalne: dziewczyna ma piętnaście lat i nikt się tym nie interesuje. Przecież ona chodziła jeszcze do szkoły - mówi Małgorzata. Rodzina utrzymuje, że w chwili zgłoszenia Klaudia była już w zaawansowanej ciąży.
- Patrząc na wiek Ioanny zdaliśmy sobie sprawę, że prawdopodobnie nawet kilka dni później mogła być już w ciąży - mówi Stefanos Alevizos. Z jego relacji wynika, że podczas interwencji w 2008 roku służby nie odnotowały faktu, że niepełnoletnia wówczas Klaudia M. jest w ciąży.
Według Małgorzaty, siostry Krzysztofa, Klaudia "twierdziła, że kocha dzieci, że nikomu ich nie odda".
- Nie mogę powiedzieć, żeby była wyrodną matką. Prędzej bym się swojej śmierci spodziewała niż tego, że ona do czegoś takiego dopuści. Nic na to nie wskazywało.
Ostatni raz widziała się z Klaudią i dziećmi sześć lat temu. Dzieci były czysto ubrane, miały zabawki i białego królika w klatce. - Jeśli chodzi o opiekę, nie mam jej nic do zarzucenia, choć może przygotowała się wtedy, bo wiedziała, że przyjadę.
W 2014 roku Klaudia i Krzysztof rozstają się. Mężczyzna wraca do Polski. Nie jest jasne, w którym momencie zapada na zdrowiu. Obecnie leczy się w szpitalu psychiatrycznym. Wraz z siostrą, która również wróciła już do Polski, starali się utrzymywać kontakt i z Klaudią, i z dziećmi.
Małgorzata: - Wysyłałam im paczki, ubrania, słodycze. Ale później związała się z tym Polakiem stamtąd.
KLAUDIA I MARIUSZ
Zarówno ojciec dzieci, jak i jego siostra znali Mariusza P. Małgorzata twierdzi, że nie była to bliska relacja, ale kojarzyli się z osiedla czy lokalnego baru. Był on przede wszystkim znajomym Klaudii M.
- Twierdziła, że strasznie się zakochała - relacjonuje siostra Krzysztofa. - Wraz ze swoją mamą mówiły, że jest bardzo poukładany, ma pieniądze, dba o nią i dzieci. Że to wspaniały człowiek.
- Mi jest ciężko uwierzyć, że dopuścił się tego wszystkiego, co mu zarzucili. Jakbym czytał o zupełnie innym człowieku, a nie o nim - mówi w rozmowie z WP brat Mariusza P., Jarosław. - Dopóki był z poprzednią dziewczyną - już wtedy mieszkał w Grecji - to był normalnym, ciężko pracującym na budowie człowiekiem, który po prostu chce się utrzymać, wspomagał rownież finansowo swoją mamę. A odkąd poznał Klaudię, ro wiem, że popadł w złe towarzystwo - dodaje.
Małgorzata, siostra Krzysztofa: - Brat cały czas szukał kontaktu z dziećmi, pisał do Klaudii, ale ona go blokowała wszędzie.
Matka Krzysztofa: Ja widziałam smsy. On jeszcze do tej pory, widzę, jest w niej zakochany.
Po rozstaniu Klaudii i Krzysztofa, jego rodzina śledziła w Internecie profile w mediach społecznościowych zarówno matki dzieci, jak i jej nowego partnera.
- Ale Klaudia wszystko usunęła - relacjonuje Małgorzata. - Urwała kontakt. Mówiła, że sobie ułożyła życie. Nic od nas nie chciała. Prosiliśmy o wysłanie zdjęć dzieci czy o rozmowę telefoniczną z nimi. Mówiła, że jak skończą 18 lat i będą chciały utrzymywać kontakt - to wtedy.
Rodzina Krzysztofa twierdzi też, że jego była partnerka miała odmawiać mu kontaktów z dziećmi ze względu na jego leczenie psychiatryczne. Twierdziła, że się go boi.
Od początku 2016 roku między rodzinami zapanowała cisza.
Zaniepokojona brakiem kontaktu z bratankiem i bratanicą Małgorzata zaczęła pytać dawnych przyjaciół, którzy wciąż mieszkali w Atenach, czy widzieli Klaudię M. i dzieci. Od znajomego otrzymała na przykład informację, że matka zostawiła Ioannę i Andreasa samych w mieszkaniu.
- Bardzo się zdenerwowałam - opowiada ciocia dzieci. - Zadzwoniłam wtedy do ambasady polskiej. Nie wiem, czy była jakaś reakcja. Odpowiedź miałam taką, że posprawdzali wszystko i jest w porządku.
Zapytaliśmy rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych o tę sprawę 24.02. Do dnia publikacji tego reportażu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
DRAMAT IOANNY
W 2018 roku greckie służby dostały sygnał, że córka Klaudii M. i Krzysztofa, Ioanna, jest maltretowana.
- Skargę przekazaliśmy prokuratorowi ds. nieletnich w Atenach - przyznaje w rozmowie z WP Stefanos Alevizos z Uśmiechu Dziecka. - Dokładnie następnego dnia szkoła poinformowała nas, że dziewczynka przyszła na zajęcia posiniaczona. Od razu ponownie zawiadomiliśmy prokuratora ds. nieletnich oraz policję. Nie czekaliśmy, aż opieka społeczna odwiedzi rodzinę. Przemoc była widoczna gołym okiem. Dziewczynka natychmiast została odebrana matce i zabrana do szpitala - dodaje.
Z relacji greckich mediów wynika, że dziecko decyzją tamtejszego sądu umieszczono w rodzinie zastępczej. O to w pewnym stopniu ma żal mieszkająca w Polsce rodzina. Siostra i matka Krzysztofa twierdzą, że nie otrzymały od greckich władz informacji o tym, co dzieje się z 10-letnią wówczas Ioanną. Podkreślają, że według ich wiedzy Krzysztof figurował w greckich dokumentach jako ojciec dzieci.
- Gdybyśmy zostali poinformowani wcześniej, to Asia nie trafiłaby do obcych ludzi - mówi ciocia dziewczynki, Małgorzata. - Na pewno ktoś z rodziny by ją wziął.
Pytam byłego Rzecznika Praw Dziecka, obecnie przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, dr. Marka Michalaka, czy jego zdaniem służby greckie powinny skontaktować się z Krzysztofem, zanim sąd wydał decyzję o umieszczeniu Ioanny w rodzinie zastępczej.
- Powinny. Bo jeśli mają wiedzę nie tylko o biologicznym ojcu, ale o krewnych także: że są babcie, dziadek, rodzice, rodzeństwo rodziców - to przecież to są bliscy krewni. I w pierwszej kolejności, jeśli trzeba zabezpieczyć dziecko, a rodzina być może mogłaby się tym dzieckiem zaopiekować, to - patrząc z perspektywy Konwencji o Prawach Dziecka - to powinien być pierwszy ruch. Służby powinny zebrać informacje i przedstawić je wszystkie sądowi. Może oni podejmowali jakieś próby kontaktu, które spełzły na niczym. Może nie doszukali się adresu czy czegoś. Ja nie chcę ich tłumaczyć, ale na pewno powinni zrobić wszystko, żeby zabezpieczyć dobro dziecka - w tym, jeśli jest to możliwe, ustalić biologiczną rodzinę - mówi dr. Marek Michalak.
DZIECKO JAK DUCH
Kiedy Ioanna została zabrana z domu i przekazana rodzinie zastępczej, Klaudia M. w rozmowie z pracownikami socjalnymi przyznała się, że ma też drugie dziecko, syna, który przebywa w Polsce i jest pod opieką swojego ojca.
Andreas był jak duch. Kiedy otrzymaliśmy pierwszy raport, nie było w nim informacji o tym, że kobieta ma dwoje dzieci. Nie było żadnej informacji o Andreasie - mówi Stefanos Alevizos. Jego zdaniem powodem, dla którego nikt nie odnotował informacji o Andreasie w dokumentach, jest trwający od lat paraliż greckiego systemu opieki społecznej.
- Szczerze mówiąc nie sądzę, że w tym przypadku można obwiniać konkretne osoby czy instytucje. Ogromnym problemem jest to, w jaki sposób są w Grecji skonstruowane usługi pomocy społecznej. Nie ma protokołów do komunikacji między służbami. A same instytucje mają dramatycznie za mało personelu, który dodatkowo nie jest szkolony. Ale to brak ludzi jest największym problemem systemowym - podkreśla Alevizos.
Jego zdaniem w momencie, w którym grecka państwowa opieka społeczna otrzymała informację o rzekomym pobycie Andreasa u ojca, w pierwszej kolejności powinna nawiązać kontakt z opieką społeczną w Polsce i przekazać, że mają przypadek maltretowanego dziecka, którego rodzeństwo - według ich wiedzy - przebywa na terenie RP. I w związku z tym ostrzec, że ono również może być w niebezpieczeństwie.
-Myślę, że niedopatrzenie w tym przypadku polegało na tym, iż nikt nie zawracał sobie głowy komunikacją z naszymi kolegami w Polsce - dodaje Stefanos Alevizos.
- O to mamy żal - mówi ciocia dzieci. - Jeżeli [matka] twierdziła, że ojciec wywiózł dziecko, to jak mogli przekazać rodzinie zastępczej drugie i nie zadzwonić do Polski zapytać, czy on nie chce tego drugiego? I już by wyszło, że on tego drugiego dziecka nie ma. (...) Dla mnie to jest niepojęte. Skoro dziecko nie chodziło do szkoły miesiąc, dwa, trzy, pół roku, to powinni sprawdzić chyba, czy chodzi do szkoły w Polsce, prawda? To jest po prostu zaniedbanie. Jak jej się udawało przez pięć lat? Nie do pomyślenia jest to, że pięć lat chodziła wolna, a biedne dziecko nie żyło i nikt się nie zorientował.
Zdaniem dr. Marka Michalaka sprawdzenie informacji o rzekomym pobycie dziecka w Polsce nie było trudnym zadaniem.
- Wystarczyłby jeden e-mail do ośrodka pomocy społecznej w Polsce albo do sądu. Pracownik socjalny czy kurator sądowy poszedłby i sprawdził. W Polsce tak robimy - nieraz prosi się policjantów, by poszli do domu i sprawdzili, czy dziecko jest bezpieczne, czy niczego mu nie brakuje.
TELEFON OD BABCI
W styczniu 2018 roku Krzysztof po 8 miesiącach opuszcza szpital psychiatryczny. Z relacji siostry wiemy, że nawiązał wówczas kontakt z matką Klaudii M., Polką, która wciąż mieszkała w Atenach.
- Twierdziła, że ma dzieci u siebie - relacjonuje siostra Krzysztofa. Mówiła, że u dzieci wszystko w porządku, że są teraz u niej, jeżeli chce je zobaczyć, to żeby przyjechał. Brat nie był finansowo na to przygotowany. Sprzedał laptop, telefon i jeszcze pieniądze ode mnie wziął i pojechał.
Próbowaliśmy skontaktować się z matką Klaudii M. i zapytać czy potwierdza tę kolejność wydarzeń, a także sprawdzić, czy nie została wprowadzona w błąd przez własną córkę co do miejsca pobytu wnuka i tego, że żyje. Nie odpowiedziała na nasze wiadomości. Nie udało się nam też do niej dodzwonić.
Z relacji Małgorzaty wynika, że do spotkania ojca z dziećmi nie doszło. Krzysztof nie został wpuszczony do Grecji. Miał się dziwnie zachowywać, a ponadto okazało się, że był objęty zakazem wjazdu. Za co - nie wiadomo.
- Może i dobrze, że nie wjechał - mówi Małgorzata. - Bo i tak życia by dziecku nie wrócił, ale nie wiem, czy nie zostałby w to wmieszany.
Z relacji rodziny ojca dzieci wynika, że kiedy ten nie przyjechał na spotkanie z nimi, kontakt z babcią mieszkającą w Grecji ponownie się urwał. Aż do 2020 roku. Matka Krzysztofa twierdzi, że dwa lata temu rozmawiała z matką Klaudii.
- Powiedziała, że z dziećmi wszystko w porządku. Wcześniej nie utrzymywała ze mną kontaktu.
Wówczas mały Andreas nie żył już od trzech lat, a Ioanna przebywała w rodzinie zastępczej od dwóch.
NIEŚWIADOMOŚĆ
W połowie lutego grecka policja skontaktowała się z ciocią dzieci, Małgorzatą. Z jej relacji wynika, że był to pierwszy kontakt tamtejszych służb w sprawie Andreasa i Ioanny.
- Oni w ogóle nie chcieli udzielić żadnych informacji. Najpierw chcieli z moim bratem rozmawiać. Od piątku do niedzieli byłam przekonana, że z dziećmi jest wszystko w porządku. Jak się dowiedziałam, że ten mały nie żyje, to tak mnie brzuch rozbolał, że na pogotowiu wylądowałam (Małgorzata jest w ciąży).
Przez pięć lat nikt nie szukał Andreasa. Jego śmierć wyszła na jaw przypadkiem.
- Aresztowano włamywacza, który okazał się być Polakiem - relacjonuje Eleni Lazarou. - Podczas przesłuchania miał powiedzieć policjantom, że jego kolega pod wpływem alkoholu przyznał mu się do zabójstwa dziecka swojej partnerki. Jestem pewna, że gdyby nie ta sytuacja, morderstwo małego Andreasa nie zostałoby ujawnione do dziś.
Poprosiliśmy grecką policję o potwierdzenie tej informacji. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Nosił szczątki dziecka ze sobą
W policyjnym oświadczeniu czytamy, że po zabójstwie Andreasa para musiała wyprowadzić się z mieszkania w ateńskiej dzielnicy Kypseli, na dachu którego Mariusz P. ukrył ciało chłopca. Wówczas mężczyzna umieścił szczątki w skrzynce na narzędzia, którą zabrał ze sobą. Z zeznań wynikało, że kiedy później wraz z Klaudią M. wynajęli inne lokum, umieścił skrzynkę w schowku w drewnianej sofie na werandzie. 12 lutego 2022 r. policja w obecności komornika sądowego przeszukała mieszkanie. We wskazanym przez sprawcę miejscu znaleziono skrzynkę, a w niej dwa worki ze szczątkami ludzkimi. Służby poinformowały także, że znalazły przy Mariuszu P. niewielką ilość metamfetaminy.
- Ja się zastanawiałem czy on faktycznie był w stanie się znęcać nad dzieckiem czy to nie jest na zasadzie, że po prostu chroni Klaudię, bo był w niej zawsze zakochany - mówi w rozmowie z WP brat Mariusza P., Jarosław. - Uważam, że prędzej Mariusz by wziął winę za kogoś na siebie - znając jego charakter - niż to, żeby sam zrobił komuś krzywdę.
Brat przypomina sobie sytuację, gdy Mariusz - wtedy nastolatek - wybrał się z kolegą na zakupy. Kolegą wsadził Mariuszowi w kaptur od bluzy batony. Ten wychodząc ze sklepu został zatrzymany przez ochronę która przekazała go policji. Mariusz wówczas wziął winę na siebie że to on ukradł. Po obejrzeniu nagrań z monitoringu sklepu okazało się że to jego kolega próbował ukraść wykorzystując Mariusza. On zawsze starał się chronić bliskich
Adwokatka Klaudii M., na pytanie, czy jej klientka wyjaśniła, dlaczego przez pięć lat ukrywała domniemanego mordercę Andreasa, odpisuje:
- Bała się, że państwowa opieka społeczna odbierze jej jej córkę.
W momencie składania zeznań przez Klaudię M., jej córka przebywała w rodzinie zastępczej od czterech lat.
Wersja, którą przekazała WP adwokatka Klaudii M., brzmi dalej tak: nie przyznała się do zbrodni umyślnego zabójstwa jej syna. Z zeznań kobiety wynika, że nie znajdowała się w pobliżu miejsca zbrodni. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej dziecko jest w niebezpieczeństwie, aż do momentu kiedy usłyszała dźwięk przypominający łomot. Do tej pory nie wiadomo, co było powodem huku.
Małgorzata, siostra ojca dzieci, jest przekonana, że zdrowy człowiek nie byłby w stanie patrzeć, jak ktoś znęca się nad jego dzieckiem. Za to, co stało się z Klaudią, wini jej nowego partnera.
Z kolei z opowieści Jarosława wynika, że Mariusz P. był w Klaudii M. bardzo zakochany. Pracował jako robotnik budowlany, żeby zapewnić byt swojej partnerce i jej dzieciom.
Jarosław: Po prostu kochający facet, który związał się z kobietą z dziećmi i starał się nimi zająć. I to nijak nie pasuje do tego, co się stało.
Z informacji przekazanych przez adwokatkę Klaudii M. wynika, że jeśli zostanie uznana za winną - czyli jeśli udowodnią jej, że była świadkiem bądź brała udział w zabójstwie, dostanie karę dożywotniego więzienia, co zgodnie z greckim prawem karnym oznacza, że najwcześniej na wolność ma szansę wyjść po 18 latach.
- Mam nadzieję, że dostaną dożywocie - przyznaje ciocia dzieci. - Jestem katoliczką, może mam grzech, że tak mówię, ale życzę im wszystkiego najgorszego, takiego samego potraktowania. (...) Nie stoi im to dziecko przed oczami?
Klaudia M. czeka w więzieniu na proces.
- Grecka opinia publiczna jest w szoku. To się nie zdarza się nawet w thrillerach - mówi Eleni Lazarou.
Grecka wiceministra pracy i spraw socjalnych Domna Michailidou zapowiedziała wszczęcie postępowania w sprawie niedopełnienia obowiązków przez służby. Zdaniem Stefanosa Alevizosa, psychologa i koordynatora greckiego Krajowego Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych przy organizacji Uśmiech Dziecka, grecki system opieki społecznej wymaga przede wszystkim poważnych reform, które obejmą także szkolenia i zwiększenie liczby pracowników socjalnych.
- Czas zrozumieć, że musimy być gotowi do radzenia sobie z każdym problemem lub naruszeniem praw dziecka w Grecji. Mamy przepisy, niektóre z nich są dobre, ale nie ma ludzi, którzy mogliby je wdrożyć i egzekwować. Te przepisy są tylko na papierze - dodaje Alevizos i podkreśla:
- Skoro udało się nam uratować dziewczynkę, na pewno mogliśmy uratować też jej brata. Niestety Grecja systemowo zawiodła to dziecko.
CO Z IOANNĄ?
- Powiem pani, że mam wyrzuty sumienia, że nie pojechałam tam jakoś jej szukać. Ale jakbym wiedziała… Myślę ciągle o tym dziecku, mam je cały czas przed oczami – Podczas naszej ostatniej rozmowy Małgorzata przyznaje, że wciąż czeka na informację od greckich służb, w jakich warunkach żyje jej bratanica i na kontakt z nią.
- Ioanna ma 13 lat. Z jej zdaniem też się trzeba liczyć, zapytać, jak ona to widzi. Jeżeli powie, że jest jej tam dobrze, że czuje się bezpieczna, to niech tam zostanie, a my możemy ją zabrać do siebie na wakacje, czy na urodziny - mówi Małgorzata. - Chcemy mieć ten kontakt, żeby ktoś jej bardziej nie skrzywdził, bo i tak już bardzo skrzywdzona została. Nie chcemy rodzinie zastępczej zrobić krzywdy. Bo skoro zaopiekowali się 8-letnim dzieckiem, to przecież chcieli dobrze.
Dr Marek Michalak: - Z mojej perspektywy dzisiaj w tej sprawie najistotniejsze jest zabezpieczenie dobra dziecka, biorąc pod uwagę jego zdanie. I tym powinien zająć się sąd rodzinny w Grecji.
Małgorzata chciałaby jeszcze tylko Klaudii spojrzeć w oczy i zapytać: dlaczego?
- Bo nigdy jej tego nie wybaczę i nie zapomnę.
AKTUALIZACJA, 24.04.2022 r.
22 marca greckie media podały, że Mariusz P. został znaleziony powieszony na prześcieradle w swojej celi w więzieniu na Korfu. Jak dotąd nie jest jasne, czy popełnił samobójstwo, czy greckie służby biorą pod uwagę udział osób trzecich. Wirtualna Polska próbuje skontaktować się z adwokatem mężczyzny. Gdy tylko otrzymamy od niego informacje, natychmiast zaktualizujemy ten artykuł.
- W styczniu wysyłał do mnie zdjęcia, pisaliśmy - wspomina Jarosław. To był jego ostatni kontakt z bratem. Wówczas Mariusz P. opowiadał mu o swoich planach na przyszłość. W wakacje wraz z Klaudią M. miał przyjechać do Polski. Jarosław: Mieli w Polsce wziąć ślub. A przy okazji mieliśmy się spotkać po latach jak bracia.