Tysiąc górników z biedaszybów demonstrowało w Wałbrzychu
Ponad tysiąc górników z wałbrzyskich biedaszybów protestowało we wtorek przed urzędem miasta. Zdaniem demonstrantów władze nic nie robią w sprawie wysokiego bezrobocia w Wałbrzychu. Manifestacja zakończyła się, gdy do górników wyszedł prezydent miasta.
09.03.2004 | aktual.: 09.03.2004 17:10
Biedaszyby to podziemne tunele, z których bezrobotni mieszkańcy Wałbrzycha nielegalnie wydobywają węgiel. Szacuje się, że na terenie biedaszybów znajduje się co najmniej tysiąc wykopów.
Górnicy rozpoczęli swój marsz ulicami miasta od nieczynnej już kopalni "Thores". Na całej trasie pochodu ulice zabezpieczała policja, które ułatwiała przejście przez główne skrzyżowania. Górnicy pozwalali sobie na agresję słowną zwłaszcza wobec władz miasta, a przede wszystkim prezydenta Wałbrzycha. Krzyczeli: "Złodzieju, oddawaj nasz węgiel", "Biedaszyby muszą przeżyć", "Pracujemy, nie kradniemy" czy "Za dużo, żeby umrzeć. Za mało, aby żyć".
Niemal wszędzie stali przechodnie, którzy nie tylko przyglądali się górnikom, ale dodawali im otuchy. Niektórzy przyłączali się do maszerujących. "Trzymajcie się. Jesteśmy z wami" - krzyczała do górników starsza kobieta. Inny przechodzień zagrzewał ich do walki i ruszenia na miejski ratusz. Jednak prowadzący pochód górnik z megafonem co chwilę powtarzał: "Mieszkańcy, to jest manifestacja pokojowa. Nie robimy żadnych zadym". Później za pokojowy przebieg manifestacji podziękował górnikom prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski.
Początkowo do protestujących przed urzędem wyszedł wiceprezydent Wałbrzycha Roman Ludwiczak, który wyjaśnił, że Kruczkowski spotka się jedynie z 3-osobową delegacją. Delegacja przekazała Kruczkowskiemu "zapytanie na piśmie". Górnicy chcieli wiedzieć, czy władze miasta są gotowe wydzierżawić, sprzedać lub przekazać działki, na których znajduje się węgiel, "jakiemuś podmiotowi gospodarczemu" zainteresowanemu wydobyciem węgla. Domagali się również zalegalizowania wydobycia węgla z biedaszybów.
Prezydent zobowiązał się odpowiedzieć również pisemnie na pytania górników. Zaznaczył jednak, że wszystko musi się odbywać zgodnie z prawem. "Potrzebujemy dla naszych bezrobotnych pracy, ale bezpiecznej i legalnej, a kopanie węgla w biedaszybach nie jest taką pracą" - podkreślił. Dodał, że chce pomóc górnikom, ale ma ograniczone możliwości, gdyż może działać tylko w ramach prawa. Poza tym - zaznaczył - z wałbrzyskim problemem nie poradzimy sobie sami. "Potrzebujemy pieniędzy z zewnątrz i zaangażowania władz państwowych" - oświadczył.
Górnicy chcieli jednak usłyszeć od prezydenta proste odpowiedzi. "Ale co my mamy robić? Jesteśmy prostymi ludźmi. Mamy rodziny na utrzymaniu i nie mamy pieniędzy na życie" - zapytał Artur Czech ze Społecznego Komitetu Obrony "Biedaszyby". Na zakończenie rozmowy Kruczkowski dał się namówić na spotkanie z manifestującym tłumem. Górnicy przywitali go jednak gwizdami i obelgami. Nie pozwolili też na zbyt długa mowę. Największe wrażenia zrobiła jednak mała dziewczynka, która wyszła przed tłum i wykrzyknęła: "Panie prezydencie, proszę oddać węgiel mojego tatusia".
Wałbrzych od dawna boryka się z dużym bezrobociem. W samej gminie Wałbrzych jest 14 tys. bezrobotnych, a w powiecie 12 tys. Jednak górnicy z biedaszybów dopiero od kilku miesięcy otwarcie protestują. Ma to związek przede wszystkim z częstszymi "nalotami" policji i straży miejskiej na biedaszyby, gdzie pracującym odbierany jest urobek oraz sprzęt do jego wydobycia. Ponadto kierowane są do sądu grodzkiego wnioski o ukaranie górników nielegalnie wydobywających węgiel.
W ubiegłym roku w Wałbrzychu ruszył program pomocowy dla górników, który miał dać im zatrudnienie. Ostatecznie pracę znalazło ok. tysiąca osób, ale na bardzo krótki czas i tym samym nie nabierali praw do pobierania zasiłku dla bezrobotnych. Tak więc górnicy szybko wrócili do nielegalnego wydobywania węgla.
W sumie w biedaszybach zginęło pięciu górników, którzy zostali przysypani ziemią podczas nielegalnej pracy. Tylko w tym roku zginął jeden mężczyzna, którego w porę nie udało się odkopać.