Tylko w WP. Minuta ciszy w Sejmie, a Kempa rozmawia przez telefon. Oto, jak się tłumaczy
"Niefortunny zbieg okoliczności" - tak na zarzuty o niegodne zachowanie podczas minuty ciszy dla Piotra Szczęsnego, który dokonał samopodpalenia, odpowiada minister w Kancelarii Premiera Beata Kempa. Nie szczędzi przy tym gorzkich słów dziennikarzom.
09.11.2017 | aktual.: 09.11.2017 18:13
54-letni Piotr Szczęsny podpalił się 19 października na warszawskim placu Defilad. Zostawił list, w którym zawarł swój manifest przeciwko obecnej władzy. "PiS ma moją krew na swoich rękach" - napisał.
Parlamentarzyści uczcili jego pamięć minutą ciszy podczas środowego posiedzenia Sejmu. Nie zabrakło jednak incydentów. Jak relacjonowała opozycja, jeden z posłów PiS miał krzyknąć 'hańba', a Krystyna Pawłowicz nie wstała z miejsca. Kamera "Wyborczej" zarejestrowała z kolei, że szefowa Kancelarii Premiera rozmawiała w tym czasie przez telefon. Zachowanie minister spotkało się z negatywną oceną internautów:
O ile jednak Pawłowicz przyznała, że to, co zrobiła, było celowe (pomysłodawców minuty ciszy nazwała "barbarzyńcami"), o tyle Kempa mówi o "niefortunnym zbiegu okoliczności".
"Ktoś pilnie zadzwonił. Zresztą, nie dokończyłam rozmowy, dopiero w jej trakcie zorientowałam się, o co chodzi" - tłumaczy w rozmowie z nami minister. I dodaje: "Szkoda, że złośliwy dziennikarz nie wykonał telefonu lub sms-a przed oczernianiem mnie. Ale w 'Wyborczej' już dawno nie ma dziennikarzy z zasadami".