Tylko gwiazdy zostały jak wczoraj...
Ten poetycki tytuł wystawy fotografii Andreasa Dahlmeiera, pokazywanej w Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie, może nas nieco zwieść. Kąt widzenia fotografa jest tu mniej ważny, choć to, w jaki sposób ujmuje postać swego bohatera, ma swą niewątpliwą wymowę. 83-letni Henryk Mandelbaum mówi przed obiektywem fotoreportera o tym, co przeżył kiedyś.
10.06.2005 | aktual.: 10.06.2005 09:29
Od wiosny 1944 roku do stycznia 1945 był więźniem Sonderkommando, jednym z setek żydowskich przymusowych robotników w tzw. strefie śmierci. W tym czasie odbywała się intensywna akcja mordowania w Auschwitz. Tylko w ciągu dwóch miesięcy zgładzono ponad 300 tysięcy węgierskich Żydów. Henryk Mandelbaum pracował w krematoriach KL Auschwitz-Birkenau.
- Po pierwszym dniu pracy odeszła mi ochota do życia. Po tej nocy świat przestał przypominać ten, który znałem. Moje życie zmieniło się. Stałem się innym człowiekiem. Tylko gwiazdy zostały jak wczoraj. Były jedynym moim pocieszycielem - mówił Mandelbaum Karin Graf, autorce wystawy, która spisywała jego zwierzenia. Karin Graf pracuje w Centrum Kształcenia im. Stanisława Hantza w Kassel. Andreas Dahlmeier, autor zdjęć, także pochodzi z Kassel. Obydwoje odwiedzali Henryka Mandelbauma w jego domu na Śląsku, a przez ostatnie trzy lata towarzyszyli mu w czasie wizyt w KL Auschwitz?Birkenau, kiedy bywał tam prywatnie, jak i wówczas, gdy oprowadzał wycieczki.
Proste życie Henryk Mandelbaum wiódł przed wojną proste życie. - Byliśmy biedni. Ojciec pracował jako rzeźnik. Matka, Ester, z domu Lewkowicz, zajmowała się czwórką dzieci. Gdy ktoś nazwał mnie żydowską świnią, waliłem go z piąchy - opowiada zza kadru. Stare sepiowane fotografie przedstawiają zwykłych ludzi, którzy z ufnością oddali twarz fotografowi w tamtych, biednych, ale szczęśliwych czasach przed... Przed gettem i obozem. Opuściłem moich rodziców i rodzeństwo, mam wyrzuty sumienia. Ale musiałem to zrobić. Walczyłem o przetrwanie? twierdzi Mandelbaum. - Nawet Ryszard Czarnecki, z którym chodziliśmy do jednej szkoły, którego ojciec, podobnie jak mój, był też rzeźnikiem - wszyscy ci ludzie nie żyją - opowiada.
Numer 181970. To nie był tatuaż modny jak teraz. - Błagałem, aby moje cyfry na przedramieniu były jak najmniejsze. Ogolili mnie. Jeszcze w odizolowanej części obozu jeden z SS-manów wybrał mnie do pracy w Sonderkommando... Na fotografii starszy pan w zimowej kurtce i kapeluszu pokazuje drewniany barak. Sypie śnieg. Wtedy był w pasiaku. Znów opowiada. - Obcinanie włosów to była lekka praca. Fizycznie. Ale tak naprawdę, to była straszna robota...
Mandelbaum na ruinach komory gazowej i drugiego krematorium, przy rowach za krematorium V w Birkenau. Stoi, patrzy w obiektyw... Mówi. - Członkowie Sonderkommando z Auschwitz należą do najważniejszych świadków Holocaustu. Na podwórku krematorium V był bunt, krwawo zakończony. Co trzeci został zabity strzałem w tył głowy. Ja nie byłem trzeci... Teraz stoi tam tablica "Zabrania się wchodzenia na ruiny"...
Wtajemniczeni w zbrodnie w Auschwitz członkowie Sonderkommando bali się o swoje życie już w 1944 roku. W 1945 wysłano ich na marsz śmierci z Auschwitz w kierunku zachodnim. Mandelbaum uciekł z pochodu. Przeżył wszystko, ale życie dzieli na przed i po obozie. Wizja lokalna Czy po tym wszystkim można żyć normalnie? Śmiać się i cieszyć? Cóż z tego, że po wojnie hodował lisy i sprzedawał piękne futra? Nie cierpiał już biedy? O jego snach, koszmarach i krzykach w nocy, mimo, że minęło tyle lat, wie jego żona Lidia. Na zdjęciach z miejsc wydarzeń widać klatka za klatką Henryka Mandelbauma, który pochyla się, ciągnie niewidzialne przedmioty... Ociera pot, a może łzy z oczu, kiedy opowiada obcym ludziom o tym, co kiedyś musiał robić... Henryk Mandelbaum poświęcił się misji opowiadania o tych straszliwych historiach sprzed lat. Cieszy się, że ma siłę o tym mówić, bo ludzie chcą to wiedzieć! - twierdzi. Może obawiają się, że coś takiego mogłoby się powtórzyć?
Ewa Kozakiewicz