"Tygrys nasikał mi do ucha i nie poszedłem do pracy"
Czasy, gdy pracownik dzwonił do szefa i pokaszlując próbował go przekonać, że nagle właśnie zachorował, odchodzą w niepamięć. Dziś, by nie pójść do pracy, mamy całą gamę zaskakujących wymówek.
22.01.2008 | aktual.: 23.01.2008 09:09
Z badań przeprowadzonych przez serwis CareerBuilder.com wynika, że prawie jedna trzecia pracujących nie poszła do pracy, skarżąc się na swój stan zdrowia, mimo że naprawdę nie była chora.
75% pracodawców zadeklarowało w sondażu, że wierzy w chorobowe wymówki swoich podwładnych. Jednak aż 35% pracodawców przyznało, że sprawdza, czy pracownik naprawdę zachorował. 67% podejrzliwych szefów poprosiło o okazanie zwolnienia od lekarza, a 14% odwiedziła swojego pracownika w domu.
Wielu pracodawców zaczyna rozumieć potrzebę urlopu, nawet gdy powodem nie jest grypa czy kaszel. Dostrzegają konieczność odpoczynku umysłowego i odstresowania się poza biurem. Dlatego dają nam coraz więcej możliwości, by odpocząć i stać się jeszcze bardziej produktywnymi w pracy– twierdzi Rosemary Haefner z CareerBuilder.com.
Jeśli jednak, zdecydujemy się kłamać, by dostać kilka dni wolnego, możemy wypróbować kilka poniższych wymówek, o których pracodawcy opowiedzieli serwisowi CareerBuilder.com.
- Gdy byłem w cyrku, tygrys nasikał mi do ucha i doznałem infekcji.
- Mój pies źle się poczuł, spróbowałem jego karmy i zachorowałem.
- Ktoś mi wrzucił LSD do sałatki.
- Mój współlokator wkurzył się na mnie i zamknął wszystkie moje ubranie w szopie.
- Mój kajak odpłynął, a ja utknąłem na wyspie.
- Byłem załamany, bo mój ulubiony kandydat na „Idola” odpadł z programu.
- Nie wiedziałem, że mam wrócić do pracy, jeśli zostały mi jeszcze wolne dni urlopowe w ciągu roku. Myślałem, że mogę mieć wolne, kiedy chce.
- Świstak przebił mi oponę w aucie