Tybetańscy mnisi znów wyszli na ulice
Tybetańscy mnisi w zachodnich Chinach, zamieszkanych przez tybetańską mniejszość, wyszli na ulice, by domagać się wolności religijnej. Wcześniej zabroniono
im odprawienia tradycyjnych uroczystości religijnych.
Około 50 mnichów demonstrowało przed klasztorem Sey w tybetańskim rejonie prowincji Syczuan, gdzie w zeszłym roku doszło do protestów, a w piątek jeden z mnichów dokonał samospalenia - podała organizacja Studenci na rzecz Wolnego Tybetu (SFT).
Wcześniej duża grupa mnichów wypełniła główną salę świątyni, aby odprawić modlitwy z zakazanego przez władze Święta Wielkiej Modlitwy, uświetniającego tybetański Nowy Rok - powiedział Lhadon Tethong z SFT.
- Część mnichów wyszła na ulice. Wznosili okrzyki, domagając się wolności religijnej. Interweniowała policja, klasztor został zamknięty i otoczony - powiedział Tethong.
Agencja Reutera przypomina, że wielu Tybetańczyków zrezygnowało w tym roku ze zwyczajowych uroczystości noworocznych - z dekoracji i odpalania fajerwerków, na znak pamięci o fali protestów i ofiarach z zeszłego roku.
Kilka kilometrów od klasztoru Sey, z klasztoru Kirti w piątek wyszedł młody człowiek w szatach mnicha i podpalił się na ulicy - podało państwowe chińskie radio, powołujące na szefa lokalnego oddziału partyjnego nazwiskiem Shi Jun.
Według działaczy mnich z Kirti niósł zabronioną w Chinach flagę tybetańską i wizerunek dalajlamy.
W marcu przypada 50. rocznica tybetańskiego powstania przeciwko władzy Chin i ucieczki dalajlamy, żyjącego od tego czasu na uchodźstwie. W Tybecie i sąsiednich chińskich prowincjach wprowadzono ścisłe środki bezpieczeństwa.