Świat"TV Goebbels", "jawne kłamstwo" - wrze na Białorusi

"TV Goebbels", "jawne kłamstwo" - wrze na Białorusi

Oficjalny białoruski dziennik "SB. Biełaruś Siegodnia" powtarza tezy filmu o demonstracji 19 grudnia, który pokazała telewizja państwowa w niedzielę. Film oskarża opozycję o próbę przejęcia władzy siłą. Opozycyjna prasa zarzuca jego autorom kłamstwo.

11.01.2011 | aktual.: 11.01.2011 12:25

Zdaniem głównej oficjalnej gazety białoruskiej film "Plac. Żelazem po szkle" to "pierwsza poważna próba" analizy wydarzeń. Opozycyjna "Narodnaja Wola" w felietonie pt. "Mówi i pokazuje 'TV Goebbels'" zarzuca jego autorom "jawne kłamstwo".

Film oskarża liderów opozycji, że ich celem było zajęcie siłą budynku rządu w Mińsku podczas demonstracji w wieczór wyborów prezydenckich, a nawet przejęcie władzy. Jako głównych prowodyrów wskazuje trzech byłych kandydatów na prezydenta: Mikołę Statkiewicza, Andreja Sannikaua i Witala Rymaszeuskiego.

"Tłum - w którym, oczywiście, byli różni ludzie, w tym ciekawscy - ruszył ku budynkowi rządu" - streszcza "SB" wydarzenia pokazywane w filmie. Zaznacza, że "kilkudziesięciu bojówkarzy" szło tam "z jasnym celem". W pewnym momencie "bojówkarze wzięli byka za rogi i rzucili się do niszczenia drzwi i okien. (...) Brzęk szkieł zwabił dziesiątki aparatów i kamer, które dosłownie zleciały się na 'szturm' i zgodnie z zamysłem miały poinformować 'społeczność międzynarodową' o tym, że w Mińsku doszło nie do zamieszek, a do 'gniewu ludu na pełną skalę' i 'lud już zajął główny budynek rządowy'" - pisze "SB".

Redaktor naczelny gazety Pawał Jakubowicz odpowiada na krytykę, że w filmie pojawiają się nagrania z rozmów telefonicznych kandydatów na prezydenta i członków ich sztabów. "Niektórzy 'wielcy analitycy' (..) wpadają w złość - władza nie miała prawa 'podsłuchiwać' (...). Zapewniam, że nagrania, które słychać na filmie otrzymano zgodnie z prawem, ponieważ już 19 grudnia zaraz po szturmie została wszczęta sprawa karna" - stwierdza. Na końcu felietonu dodaje, że "główną grupę niszczycieli (drzwi do budynku rządu) stanowiła tzw. 'opozycyjna' młodzież".

Autorka "Narodnej Woli" Swiatłana Kalinkina pyta: "Dlaczego rozmowy telefoniczne działaczy sztabów wyborczych podsłuchiwano jeszcze jesienią, skoro sprawa o masowych zamieszkach pojawiła się dopiero 19 grudnia? W istocie rzeczy, rozkodowanie (rozmów) to uznanie tego, że w naszym kraju faktycznie anulowano gwarantowane przez konstytucję prawo każdego do ochrony przed bezprawną ingerencją w jego życie osobiste, w tym przed naruszeniem tajemnicy korespondencji, kontaktów telefonicznych i innych".

"Zademonstrowano nam jawne kłamstwo. Jakiś garaż, gdzie niby to znaleziono broń, która miała być wykorzystana na placu. Autorzy filmu nie zadali sobie przy tym trudu, by w jakiś sposób udowodnić, że ten skład (jeśli w ogóle istniał) faktycznie miał związek z opozycją i kandydatami na prezydenta" - pisze Kalinkina.

Gazeta "Komsomolskaja Prawda" przypomina epizod filmu, w którym na milicję dzwoni płacząca matka, mówiąc, że jej syn poszedł na demonstrację i zabrał materiały wybuchowe w termosie. Dziennik wytyka autorom filmu, że nie powiadomili o dalszym ciągu sprawy: przy chłopcu nie znaleziono żadnych materiałów wybuchowych. Kobieta "podaje swoje nazwisko i dokładny adres" - przypomina gazeta, dodając, że teraz o 16-latku "dowiedział się cały kraj". "Komsomolskaja Prawda" zainteresowała się też, dlaczego telefon usłyszał cały kraj "i czy oznacza to, że człowiek, który dzwonił pod telefon alarmowy, potem może zobaczyć swój adres w telewizji". "Nie komentujemy" - odpowiedziało gazecie MSW.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)