Tusk ujawnił nowe informacje o śledztwie ws. katastrofy
Najbardziej przygnębiający czas żałoby właśnie się kończy, choć żal w nas pozostanie - mówił Donald Tusk podczas konferencji ws. katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Oprócz zwyczajowych w takich sytuacjach słów, padło kilka nowych informacji. Premier ujawnił, że szef MSWiA Jerzy Miller został mianowany szefem polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy. Oficjalnie usłyszeliśmy także o ustaleniach śledztwa w sprawie godziny katastrofy. Wszystko wskazuje, że samolot spadł o godzinie 8.41, a nie o 8.56 jak dotąd sądzono. Premier mówił o nagraniach z czarnych skrzynek, że - jak mu przekazano - "nie ma w nich nic sensacyjnego".
Premier podkreślił, że w ciągu kilku dni będziemy mieli całość materiałów dotyczących identyfikacji ofiar tragedii. Donald Tusk zaapelował o cierpliwość w sprawie śledztwa co do przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. - Zbytni pośpiech i wysuwanie różnych hipotez nie służą ustaleniu prawdziwych przyczyn tragedii - mówił. Podkreślił, że według ekspertów ustalenie tego, jak doszło do tragedii, może być skomplikowane. Dodał jednak, że z dużym prawdopodobieństwem można wykluczyć, by katastrofa była spowodowana awarią czy wybuchem.
"Od pierwszych godzin prowadzimy śledztwo"
- Od pierwszych godzin jako państwo polskie prowadzimy badania i śledztwo ws. przyczyn katastrofy. Od początku dbałem o to, żeby zapewnić im przejrzystość - podkreślił Tusk. - Zgodnie z konwencją chicagowską Polska wysłała do Rosji akredytowanego, którego zadaniem jest uczestniczenie we wszystkich działaniach zarówno po stronie polskiej, jak i rosyjskiej. Tym akredytowanym jest pan Edmund Klich - powiedział premier.
Dodał, że nowym szefem polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy został szef MSWiA Jerzy Miller. Zastąpił Edmunda Klicha, który sam poprosił o odwołanie z tej funkcji. Jako przyczynę podał kłopot z łączeniem funkcji szefa komisji oraz osoby akredytowanej przy komisji rosyjskiej badającej przyczyny katastrofy. Tusk podkreślił, że polska komisja działa pod bezpośrednim jego nadzorem.
Nie wykluczył udziału eksperta spoza Polski i Rosji w pracach komisji. To odpowiedź na postulaty - wysuwane m.in. przez Polską Fundację Katyńską - by śledztwo prowadzili międzynarodowi eksperci. - Nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby polska komisja korzystała z doradztwa, czy uczestnictwa specjalistów międzynarodowych - mówił Tusk. Powiedział, że już odbyło się wstępne rozpoznanie w sprawie znalezienia kompetentnej osoby. - Wiem, że minister Miller nie wyklucza takiej ewentualności - dodał.
Drugą instytucją badającą katastrofę jest prokuratura. - To bardzo trudny okres dla prokuratorów, która od niedawna działa wg nowych zasad. Prokuratura jest w pełni niezależna od rządu. Jest ona całkowicie obiektywna, a to bardzo dobrze. To właśnie prokuratura będzie ustalała przebieg zdarzeń, zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy - podkreślił szef rządu. Dodał, że zapewnił prokuratorów o wszelkiej pomocy logistycznej i dyplomatycznej w Rosji.
- To, co wolno robić dziennikarzom, wszelkie spekulacje i hipotezy, nie wolno robić urzędnikom. Dlatego rozumiem wstrzemięźliwość prokuratury, jeśli chodzi o informowanie opinii publicznej na temat śledztwa. Jednak wszystko, co jest do zdefiniowania, powinno być ujawnione publicznie - powiedział Tusk.
"Skala udzielania informacji zależy od prokuratury"
Premier zapowiedział też, że to od decyzji prokuratury będzie zależało tempo i skala informowania opinii publicznej o okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. - Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już do zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie - podkreślił premier.
Jak dodał, rozumie prokuraturę i "jej powściągliwość". - Zadaniem prokuratury, akredytowanego i komisji jest dotarcie do wszystkich okoliczności katastrofy, a nie snucie hipotez i spekulacji - zaznaczył.
"Nie mamy zastrzeżeń do Rosjan"
Premier Donald Tusk powiedział też, że uzyskał zapewnienie od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, iż do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy Rosjanami.
Według premiera prokuratura od początku ma możliwość uczestniczenia w postępowaniu, w badaniach i w śledztwie prowadzonych przez stronę rosyjską. Jak dodał, dotyczy to także dostępu do czarnych skrzynek od momentu ich odnalezienia, zabezpieczenia, otwarcia i przesłuchań.
Jak zaznaczył, zapewnił Prokuraturę Generalną "o pełnej pomocy logistycznej i organizacyjnej oraz dyplomatycznej" w czasie działań prokuratury wojskowej w Rosji.
Tusk zapewnił, że prokurator generalny jest z nim w stałym kontakcie i "ma pełną świadomość niezależności prokuratury od innych organów państw".
- To bardzo trudny egzamin dla prokuratury, która działa od kilku tygodni w zupełnie nowych warunkach ustrojowych. Ale to także test na ile prokuratura, będąc niezależnym ciałem wobec rządu, będzie w stanie dobrze działać - powiedział premier.
W jego ocenie "fakt, że prokuratura jest w pełni niezależna od rządu jest faktem sprzyjającym obiektywizmowi postępowania" w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem.
Przypomniał, że bezpośrednio postępowanie w sprawie katastrofy lotniczej prowadzi prokuratura wojskowa, która jest podległa prokuratorowi generalnemu. - To prokuratura będzie ustalała nie tylko przebieg zdarzeń, ale i zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy za to tragiczne zdarzenie - mówił szef rządu.
Śledztwo w sprawie "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym", w której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 101 Sił Powietrznych, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła w dniu tragedii.
Niezależnie od tego postępowania, Prokuratura Federacji Rosyjskiej, zgodnie z zasadą terytorialności, prowadzi w sprawie katastrofy własne śledztwo.
Co było na nagraniach z czarnych skrzynek?
Premier Donald Tusk powiedział, że nie słyszał zapisów z czarnych skrzynek, jednak z przekazanych mu informacji wynika, że nie ma na nich nic sensacyjnego. - Osobiście nie znam tych zapisów, nie prowadzę śledztwa - mówił Tusk.
Na pytanie o to, czy Rosjanie naciskali, by ciało Lecha Kaczyńskiego przewieźć do Moskwy, premier odpowiedział, że nie był przez cały czas przy ciele prezydenta. Jak mówił, czekał na decyzję Jarosława Kaczyńskiego w sprawie przewiezienia ciała Lecha Kaczyńskiego po katastrofie w Smoleńsku. Szef rządu przyznał, że premier Władimir Putin proponował, by przewieźć je do Moskwy. Putin przekonywał, że w Moskwie będzie łatwiej niż w Smoleńsku zidentyfikować ciało i przeprowadzić sekcję zwłok. Szef rosyjskiego rządu tłumaczył, że w Moskwie będzie można pożegnać Lecha Kaczyńskiego uroczyście z wojskowymi atrybutami, co nie będzie możliwe w Smoleńsku.
Donald Tusk powiedział, że w tej sprawie chciał poczekać na decyzję Jarosława Kaczyńskiego - brata prezydenta. Jak podkreślił, było to ważne ze względu na więzi rodzinne, jakie łączyły go ze zmarłym tragicznie prezydentem. Premierzy Polski i Rosji kontaktowali się w tej sprawie z Jarosławem Kaczyńskim, ten jednak nie chciał z początku rozmawiać. Donald Tusk uzyskał jednak pośrednio informację w tej sprawie i przekazał Władimirowi Putinowi, że jego decyzja jest ostateczna. Premier polskiego rządu uznał, że dopiero po przylocie Jarosława Kaczyńskiego na miejsce tragedii zapadnie decyzja w sprawie przewiezienia ciała prezydenta, którą podejmie sam prezes PiS.
Identyfikacja prezydenta Lecha Kaczyńskiego odbyła się w Smoleńsku.
Premier odniósł się też do pytań o to, czy Rosjanie mogli mieć dostęp do tajnych danych. Jak mówił, telefony i laptopy ofiar katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem są w Polsce, dysponują nimi służby specjalne i prokuratura. - Chcę uspokoić państwa, jeśli chodzi o tego typu sprzęt nasze służby specjalne, w porozumieniu z Rosjanami i za ich pomocą, są w dyspozycji tego sprzętu. Cały drogą dyplomatyczną został przez stronę rosyjską przekazany i jest w Polsce także do dyspozycji prokuratury, łącznie z telefonem komórkowym prezydenta - powiedział Donald Tusk.
Przyznał jednak, że nie wie, czy do Katynia jakieś ważne dokumenty wieźli ze sobą np. prezes NBP Sławomir Skrzypek czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor. - Nie mam tej wiedzy - powiedział Tusk.
Katastrofa o 8.41? "Wiele na to wskazuje"
Premier Donald Tusk powiedział na konferencji prasowej, że przerwanie pracy niektórych urządzeń w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem, może wskazywać, iż katastrofa nastąpiła o godz. 8.41. Zastrzegł jednak, że nie zostało to definitywnie stwierdzone. - Mogę powiedzieć, że z relacji tych, którzy uczestniczą razem z Rosjanami, jeśli chodzi o badanie tego, co w aparaturze samolotu do tej chwili odzyskano, to przerwanie pracy niektórych instrumentów wskazywałoby na godzinę wcześniejszą, czyli 8.41 - powiedział Tusk.
Zaznaczył jednak, że ta informacja powinna być traktowana jako "przykład, ilustrację, z jakim problemem się w prokuraturze borykają, niż jako definitywne stwierdzenie".
Lotnisko? Lądowałem tam trzy dni wcześniej
Premier Donald Tusk przyznał, że wiedział, iż lotnisko Siewiernoje pod Smoleńskiem nie jest optymalne do lądowania samolotów. Samolot z szefem rządu lądował tam 7 kwietnia - trzy dni przed katastrofą, w której zginęli prezydent Lech Kaczyński i 95 towarzyszących mu osób.
Szef rządu zaznaczył, że wtedy, gdy lądował samolot z jego delegacją, uważał, że to lotnisko funkcjonuje wyłącznie jako tymczasowe. Miał przekonanie, że nie jest ono w najlepszym stanie. Uspokoiło go jednak, że w tym samym miejscu lądował premier Władimir Putin, który korzystał z takiego samego samolotu - Tu-154. Szef rosyjskiego rządu także przybył do Katynia 7 kwietnia.
"Nie będę podejmował pochopnych decyzji kadrowych"
Premier zapowiedział, że nie będzie podejmował pochopnych decyzji kadrowych. Odniósł się w ten sposób do sugestii, by odwołał ministra obrony Bogdana Klicha.
Zdaniem szefa rządu, zarzuty wobec ministra są przedwczesne. Jak podkreślił Tusk, byłoby źle, gdyby premier przed zakończeniem śledztwa wydawał opinię w tej sprawie i dymisjonował ministra. Premier powiedział, że nie może podejmować decyzji tylko dlatego, że "komuś coś się wydaje".
Donald Tusk zapowiedział, że stosowne decyzje w tej sprawie podejmie po wyborach prezydenckich. Jego zdaniem, powinny one być konsultowane z nowym prezydentem. Premier zaznaczył, że zakres odpowiedzialnych za katastrofę lotnicze jest zazwyczaj szerszy niż na początku się wydaje. - Nie można więc wskazać jednego winnego - przekonywał szef rządu. Przypomniał, że strona rosyjska ma trudności nawet z określeniem najbardziej elementarnego faktu - dokładnego momentu katastrofy.
"Ryzyko kryzysu ustrojowego"
Jak mówił Donald Tusk mimo ryzyka kryzysu ustrojowego związanego ze śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego, państwo polskie okazało się stabilne. - Od samego początku trzeba było działać tutaj w kraju ze względu na poważny kryzys ustrojowy będący następstwem śmierci prezydenta RP, a także wielu innych bardzo ważnych urzędników państwowych. Chcę stwierdzić, że nie tylko w mojej ocenie, państwo tutaj też dobrze zdało swój egzamin - mówił szef rządu.
Jak zaznaczył, po katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem słychać było wiele obaw, że tak wielkie straty w polskiej elicie politycznej mogą wstrząsnąć posadami państwa. Jednak - jak zaznaczył premier - państwo okazało się bardzo stabilne. Jego zdaniem możemy spokojnie spoglądać w przyszłość, bo okazuje się, że nasze państwo funkcjonuje sprawnie także w tak dramatycznych momentach.
Rosyjskie dokumenty - "poczekam na fakty"
- Dmitrij Miedwiediew zapewnił, że ujawni Polsce nowe dokumenty ws. zbrodni katyńskiej. Słowa rosyjskiego prezydenta trzeba traktować jako dobry znak, ale ja wolę poczekać na fakty - powiedział Tusk. Podkreślił, że zaangażowanie rosyjskiego premiera Putina tuż po katastrofie pod Smoleńskiem było ponadstandardowe. - Do tej pory wszyscy potwierdzają, że współpraca z Rosją przebiega dobrze, a nawet jest ponad standardami - podkreślił szef polskiego rządu.
Premier dodał, iż stanowisko Polski w sprawie dokumentacji katyńskiej jest niezmienne. - Nam nie chodzi o kolejne gesty w tej sprawie, chociaż je cenimy - zaznaczył. - Jestem ciekawy czy Rosja tę możliwość, jaką tragedia przyniosła, wykorzysta - mówił premier.
10 kwietnia w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, przedstawiciele rządu, instytucji państwowych, parlamentarzyści, duchowni, dowódcy różnych rodzajów sił zbrojnych, przedstawiciele Rodzin Katyńskich.