Tusk po wyborach nie sięgnie po władzę?
- Obawiam się, że frekwencja może być tak niska, że obudzimy się z ręką w nocniku, że będzie trudno stworzyć stabilny rząd. Jeśli wyniki PO i PiS będą zbliżone, Tusk może nie chcieć sięgać po władzę - mówi w rozmowie z "Polską The Times" Kazimierz Marcinkiewicz.
Zdaniem byłego premiera jest możliwe, że Platformie nie wystarczy PSL do stworzenia większościowej koalicji. Frekwencja spłaszczy tę sporą dziś różnicę sondażową między PO a PiS i obie partie otrzymają zbliżone wyniki. W takiej sytuacji niekoniecznie Tusk będzie chciał zabierać się do tworzenia rządu. Równie dobrze możemy się spodziewać i innych negocjacji, prób przeróżnych układanek partyjnych.
- Jeśli widzę na ulicach plakaty z hasłem: "Premier Kaczyński. Czas na odważne decyzje", to zastanawiam się z niepokojem, o jakie odważne decyzje chodzi? Nikt go na razie o to nie zapytał wprost - dziwi się polityk.
Zdaniem Marcinkiewicza PO ma niewątpliwie na swoim koncie sukcesy na kilku polach. - To są spokojne rządy z dobrą polityką zagraniczną - mówi. - Zachodzę w głowę, dlaczego partia, która uchodzi za tak sprawną marketingowo, nie potrafi tego pokazać - dodaje.
Były premier ma wątpliwości, które wynikają z tego, że PO nie przedstawiła programu. Chciałby się dowiedzieć, co się konkretnie wydarzy przez następne cztery lata, jeśli ponownie PO zdobędzie władzę.
- Mówiąc wprost: dziś jestem wkurzony. I na PO, i na opozycję. Z jednej strony mamy opozycję, która nas oszukuje, bo nie przedstawia programu i ludzi, którzy mieliby ten program realizować. Gdy w 2005 r. z PiS wygrywaliśmy wybory, mieliśmy szczegółowy plan działań i pełną drużynę. Wskazaliśmy konkretnych ludzi odpowiedzialnych za każde ministerstwo, za każdą sprawę. A do tego masę ekspertów, z przeróżnych stron. Dziś PiS nie ma takiej drużyny, nie ma wokół siebie żadnych ekspertów. SLD zresztą też - stwierdza Marcinkiewicz.