PolskaTusk palił marihuanę i mieszkał w baraku

Tusk palił marihuanę i mieszkał w baraku

Popalał marihuanę, nie stronił od alkoholu, dorastał w buncie przeciw Kościołowi, a po śmierci ojca odetchnął z ulgą - dziennikarze "Newsweeka" prześwietlili nieznane fakty z życia Donalda Tuska.

11.05.2008 | aktual.: 11.05.2008 20:33

Polskie media unikają zajmowania się życiem prywatnym polityków. Kolejne związki wicepremiera Waldemara Pawlaka stanowią przedmiot zainteresowania dziennikarzy tylko wtedy, gdy przy okazji topnieje jego majątek. Rozwód znanego z miłości do rozgłosu posła PO Janusza Palikota zainteresował media dlatego, że była żona oskarżyła go o malwersacje, a jej interes reprezentował adwokat Roman Giertych.

Nikt nie dopytuje polityków PiS, takich jak Przemysław Gosiewski, jak się ma ich życie osobiste do deklarowanych poglądów, na czele z żarliwym katolicyzmem. Nie pisze się, kto pije dużo, a kto za dużo. My pytaliśmy Tuska o wszystko - sprawy rodzinne, małżeństwo, religię, używki.

No i - oczywiście - o politykę. Tak zrodziła się książka "Donald Tusk. Droga do władzy", która ukaże się w przyszłym tygodniu wraz z kolejnym numerem "Newsweeka".

To nie jest wywiad rzeka naznaczony stemplem akceptacji przez samego bohatera. To nasza własna wersja życiorysu Donalda Tuska, mocno nieuczesana i zdecydowanie niepoprawna. Ale takie właśnie było jego życie.

Przyszły premier urodził się 22 kwietnia 1957 roku. Rodzina zajmowała niewielkie mieszkanko na kolejarsko-robotniczym podwórku kilkaset metrów od bramy stoczni, gdzie kilkadziesiąt lat później postawiono pomnik ku czci Poległych Stoczniowców. Matka Ewa Tusk (z domu Dawidowska) niemal całe życie zawodowe była sekretarką w gdańskiej Akademii Medycznej. Tuska z matką łączyła szczególnie silna więź. Za to do ojca czuł dystans. Donald Tusk senior był typem kaprala: oschły i wymagający. Z zawodu stolarz, krótko pracował na kolei, aby dostać przydział na mieszkanie.

Większość życia spędził jednak w domu, był chory na serce. Zmarł w 1972 roku, kiedy junior miał 15 lat. Ojciec był dla mnie surowy. Dlatego poczułem nawet jakąś ulgę po jego śmierci, o czym myślę dzisiaj z pewnym zażenowaniem - przyznaje premier.

Przez lata zastanawiał się, co tak naprawdę znaczą słowa "pomuchelkop", "lorbas" czy "bowke", którymi ojciec co wieczór wołał go z podwórka na kolację. Jeszcze zanim pochodzenie rodzinne stało się sprawą wagi państwowej, Tusk przyznawał w wywiadach, że w domu kolędy śpiewało się po niemiecku. Gdyby jednak rozrysować drzewo genealogiczne rodziny Tusków, to okaże się, że jedynym przodkiem z niemieckimi korzeniami nie jest wcale słynny dziadek z Wehrmachtu Józef Tusk, tylko babka ze strony matki. To Anna Liebke, Niemka, która wyszła za mąż za Polaka Franciszka Dawidowskiego.

Wspomina Sławomir Neumann, kolega z podstawówki: Donald zawsze chciał stać na czele. Był liderem grupy, która rządziła klasą. Z racji nazwiska wyzywali mnie od hitlerowców, rysowali swastyki na ubraniu. Nie mam pretensji, bo byliśmy wtedy dzieciakami. Ale bardzo to przeżywałem.

Kiedy na studiach historycznych w Gdańsku poznał Małgorzatę Sochacką i po trzymiesięcznym narzeczeństwie brali ślub, obyło się bez wizyty w kościele. "Tak" przed ołtarzem powiedzieli sobie dopiero podczas gorącej kampanii prezydenckiej 2005 roku, co uznane zostało za koniunkturalizm. Ze ślubu kościelnego zrezygnowaliśmy z prozaicznej przyczyny: Donald nie był bierzmowany. Kiedy dzieci w jego wieku przyjmowały bierzmowanie, jemu zmarł ojciec - tłumaczy żona premiera. Sam Tusk mówi nieco inaczej: U progu dorosłego życia nie przywiązywaliśmy nadmiernej wagi do kwestii religii i Kościoła.

Pobrali się w listopadzie 1978 roku, mieli po 21 lat. Na początku łatwo nie było. Przez kilka miesięcy mieszkali u matki Donalda, potem wynajmowali pokoje we Wrzeszczu. Tusk pracował dorywczo w stoczni. Kryzys przyszedł po pierwszym dziecku i pięciu latach. Małgorzata Tusk wyprowadziła się wówczas z domu. Każde z nas miało inne poglądy na życie - wspomina. Życie mężczyzny nie zmienia się wiele w rodzinie z dzieckiem, a życie kobiety - diametralnie. Może wydawało mi się, że moje życie nie powinno być takie ciężkie? Kiedy się pobieraliśmy, myśleliśmy, że jesteśmy młodzi, więc wszystko będzie dobrze.

Newsweek: Rozstaliście się?

Małgorzata Tusk: Miałam krótko taki zamiar, ale nie doszło do złożenia żadnego pozwu.

Podobno zakochała się pani w koledze męża.

- Może zdarzały się jakieś takie sytuacje. To był bardzo trudny moment, kiedy każde z nas potrzebowało zmiany. Byłam wypieszczoną córką, nie miałam żadnych obowiązków i nagle trafiłam w małżeństwo, w którym miałam dziecko, męża, ciągle brakowało pieniędzy, a my gnieździliśmy się w jakichś klitkach. Wydawało mi się, że to sytuacja bez wyjścia, że stoję w czarnym tunelu. Myślę, że zupełnie nie przygotowaliśmy się do rodzicielstwa. Jak byliśmy we dwójkę, było wszystko OK, ale jak urodziło się dziecko, nagle okazało się, że trzeba ze wszystkiego zrezygnować. Czułam się zniewolona.

Gandzia

Jako były działacz Solidarności Tusk od stanu wojennego miał problemy ze znalezieniem pracy, choć i tak powiodło mu się lepiej niż jego wielu kolegom, bo nie został internowany. Pomocną rękę wyciągnęli do niego znajomi. Grupa opozycjonistów stworzyła spółdzielnię Świetlik - to było swoiste stowarzyszenie niepokornych. Zajmowali się głównie pracami na wysokościach: myciem kominów w kombinatach i rafineriach, malowaniem wielopiętrowych konstrukcji, czyszczeniem zbiorników po chemikaliach. Ciężka praca, rozłąka z rodziną i miesiące w plugawych robotniczych hotelach - taka była cena tej wolności. Dużo ryzykowali, dużo zarabiali i bardzo dużo pili. Kiedy wchodzili do knajpy, nie było mocnych. Budzili respekt, a kelnerzy tańczyli wokół stolików. Do legendy przeszło zlecenie z elektrowni w Jaworznie uważane przez świetlikowców za najcięższe w dziejach spółdzielni. Mieli malować podpory stalowe pod sufitem.

Praca w upale przekraczającym 50 stopni. Pod nogami kilkadziesiąt metrów przepaści i pracujące agregaty. Razem z innymi robotnikami i Romami mieszkali w baraku zbitym z desek. Na końcu ulicy była poradnia zdrowia psychicznego, a po drugiej stronie komisariat MO. W dzień piło się wódkę, piwo, grało w karty, dyskutowało o polityce, piłce, kobietach... A w nocy do roboty. Tak żyli przez trzy miesiące, jeden mężczyzna nie wytrzymał - wysłał do żony telegram, by po niego przyjechała. Alkoholu - jak to w PRL - czasem brakowało. Znaleźli na to sposób: marihuanę. Wielu pracowników Świetlika po raz pierwszy spróbowało tego narkotyku właśnie w Jaworznie.

Tusk nie zaprzecza, że zdarzało mu się palić trawkę. Życie w hotelach robotniczych i ten typ pracy nie sprzyjają lekturom Platona - mówi. Do tego sąsiedztwo elektryków w pokoju obok, których nigdy przez te kilka miesięcy nie widziałem trzeźwych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)