Tusk: nic nie usprawiedliwia zabijania ludzi
Premier Donald Tusk powiedział, że stan wojenny zrujnował szansę narodu i państwa polskiego na odzyskanie przynajmniej fragmentu suwerenności i polepszenie bytu Polaków. - Nie może być akceptacji, nie może być tolerancji, odpuszczenia grzechów - podkreślił. Tusk odniósł się także do zatrzymania białoruskiego opozycjonisty Alesia Michalewicza przez Straż Graniczną na warszawskim lotnisku.
13.12.2011 | aktual.: 13.12.2011 16:51
Tusk podkreślił, że stan wojenny zrujnował szansę narodu i państwa polskiego na odzyskanie przynajmniej fragmentu suwerenności i polepszenie bytu Polaków. - Nie może być akceptacji, nie może być tolerancji, odpuszczenia grzechów - oświadczył.
- Dzisiaj nadal nie ma zgody w ocenie Polaków, jeśli chodzi o przyczyny i skutki stanu wojennego. Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, ale także z doświadczenia mojego środowiska, że nie może być akceptacji, nie może być tolerancji, odpuszczenia grzechów. Stan wojenny zrujnował nie tylko szansę całego narodu polskiego i państwa polskiego na odzyskanie przynajmniej fragmentu suwerenności i polepszenia bytu Polaków, ale był także ciosem wymierzonym w życie poszczególnych ludzi - powiedział szef rządu.
Jak dodał, 30 lat temu, podobnie jak dla milionów ludzi z pokolenia Solidarności, komunikat generała Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego spadł na niego jak grom z jasnego nieba.
Zaznaczył, że rocznica stanu wojennego powinna nakłaniać do "refleksji nad naszą historią, ale także nad powinnościami i ograniczeniami władzy - zarówno wówczas, w realiach sowieckiego autorytaryzmu, jak i dzisiaj".
Tusk podkreślił jednocześnie, że nie jest to rocznica, która powinna "rozpalać negatywne emocje". - To nie jest stosowny czas, żeby jedni Polacy napuszczali drugich na siebie - zaznaczył.
Według premiera generał Wojciech Jaruzelski pozostanie w historii jako "osoba bardzo kontrowersyjna". - Bilans jego dokonań - w tym wprowadzenie stanu wojennego - w mojej ocenie, ale też chyba w ocenie całego mojego pokolenia, jest zdecydowanie negatywny - mówił szef rządu.
Podkreślił, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla "łamania prawa, bicia ludzi, zabijania ludzi i marnowania wielkiej narodowej szansy".
- A co do okoliczności wprowadzenia stanu wojennego - tych geopolitycznych, międzynarodowych - ten spór będzie pewnie jeszcze trwał lata, może dziesiątki lat. (...) Ale przemocy, bezwzględności, a czasami zwykłego łajdactwa nie da się niczym usprawiedliwić. A każdy polityk, który przemoc (...) usprawiedliwia racją stanu jest z definicji człowiekiem podejrzanym - uważa szef rządu.
Premier przyznał też, że nie znajduje zrozumienia dla tych, którzy 13 grudnia "wytwarzają atmosferę konfliktu". - Dla mnie pamięć o 13 grudnia, czołgi pod stocznią, krew także na ulicach mojego miasta Gdańska - to wszystko powinno być nadzwyczajną wręcz przestrogą przed wzajemną nienawiścią, agresją i konfliktem w obrębie jednej wspólnoty - powiedział.
Według premiera, każdy kto 13 grudnia szuka "pretekstu do konfliktu" uderza "w naszą wspólnotę narodową, w takie najczulsze miejsce". Bo właśnie pamięć o tych zdarzeniach (...) powinna łączyć tych, którzy wówczas stawiali opór decyzjom władzy" - ocenił Tusk.
- Mam czasami wrażenie, że ludzie, którzy wykorzystują tego typu święta, żeby znowu konfliktować, zabijają poczucie wspólnoty. (...) Ktoś powiedział stosunkowo niedawno, że są "zabójcami polskich rocznic", bo to jest kolejna rocznica, której nie możemy wspólnie obchodzić, bo jest nacechowana konfliktem politycznym - mówił szef rządu.
Tusk odniósł się też do zaplanowanego na wtorkowy wieczór marszu z inicjatywy PiS w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Premier był pytany jakie cele przyświecają - jego zdaniem - organizatorom tego marszu.
- Błagam, nie pytajcie mnie, jaki cel ma prezes PiS Jarosław Kaczyński, idąc w setnym z kolei marszu. Z tego co wiem, to chcą tam spalić Radosława Sikorskiego, powiesić Jana Vincenta Rostowskiego, rozczłonkować Tuska, czy jakoś na odwrót. Zestaw tortur i narzędzi zbrodni jest opisany dość szeroko - powiedział szef rządu.
Jak zaznaczył, ma jak najgorszą ocenę osób, które "każdą narodową, smutną, czy radosną rocznicę zamieniają w piekło".
- Mam w pamięci późny wieczór ok. godziny 20-21 w Stoczni Gdańskiej. I tam było naprawdę nie więcej niż 200 osób. Intuicja mi podpowiada, że nie było tam żadnego z uczestników tego marszu, a ja byłem. Jeśli się naprawdę serio myśli jak uczcić 13 grudnia, to warto mieć w pamięci - jak mawia klasyk - kto, gdzie wtedy stał - dodał premier.