"Tusk nic nie robi, a piękna minister błyszczy medialnie"
Platforma Obywatelska pod wodzą Donalda Tuska stała się partią małej stabilizacji - równie złudnej i mało ambitnej co mała stabilizacja za czasów Edwarda Gierka. Mistrzostwo osiągnęła także w stabilizowaniu swojego poparcia metodą unikania jakichkolwiek gwałtownych ruchów.
22.12.2011 | aktual.: 22.12.2011 16:41
Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - PO odrabia straty, Tusk bezkonkurencyjny - najnowszy sondaż Komentarz Janiny Paradowskiej - J. Kaczyński zyskuje jako obrońca "zagrożonej" suwerenności
Pierwsze miesiące odnowionego po wyborach rządu to okres niemal całkowitego braku aktywności, poza ruchami czysto pozornymi. Jedynym mocnym punktem było wygłoszone w listopadzie exposé, po którym w części sondaży można było dostrzec spadek poparcia dla rządzącej partii. Potem jednak premier bardzo skutecznie zniknął z pola widzenia, pozostawiając opozycji pole do działania na jego korzyść (co bardzo skutecznie czyniła i czyni), aby pojawić się znowu dopiero w kontekście wydarzeń, związanych z końcem polskiej prezydencji oraz propozycjami rozwiązania kryzysu strefy euro. I zapewne te ruchy mają odbicie w najnowszym sondażu.
Do tego możemy dorzucić trzy wydarzenia, z których dwa mają właściwie zerowe znaczenie, są typowymi medialnymi zapychaczami, jedno zaś to niedoszły kryzys. Chodzi o otwarcie Stadionu Narodowego, podczas którego miała okazję zabłysnąć minister Joanna Mucha; o zmianę rozkładu jazdy pociągów i piarowskie zagrywki nowego ministra transportu z tym związane; wreszcie o zażegnane przynajmniej na razie starcie, związane z nowelizacją ustawy refundacyjnej i zapowiadanym przez lekarzy protestem.
Jak w kontekście tych wszystkich zdarzeń zachowuje się poparcie dla Platformy? Po zniżce, związanej z exposé, właściwie stanęło w miejscu na nadal dość wysokim poziomie i z dużą przewagą nad największą partią opozycyjną, a nawet wzrosło o 1 punkt. Wynikałoby z tego, że działania zapychające media, w rodzaju akcji ze stadionem albo rozkładem jazdy, dobrze się sprawdzają w roli stabilizatorów. Kryzys receptowy nie zdążył się zacząć, a jego zażegnanie rząd może sobie poczytać za względny sukces.
Najciekawsze jest, że na elektoracie wydaje się nie robić wrażenia zapowiedź wpłacenia do MFW ponad sześciu miliardów euro z naszych rezerw walutowych, mimo bardzo ostrej krytyki ze strony opozycji. Która, nawiasem mówiąc, ani trochę swojej puli poparcia nie powiększyła, mimo spektakularnego przedsięwzięcia, jakim był marsz 13 grudnia, zorganizowany przecież także wokół tej właśnie sprawy.
Jakie są tego przyczyny? Prawdopodobnie jesteśmy świadkami powstawania nowej osi politycznego konfliktu, która może zdominować scenę polityczną w najbliższych miesiącach, a może nawet latach, jeśli wziąć pod uwagę, że najbliższe planowe wybory to te do Parlamentu Europejskiego w 2013 r. To oś zbudowana wokół koncepcji działania Unii Europejskiej i miejsca Polski w tej strukturze. Platforma będzie się prezentować jako partia europejska (to oczywiście słowo wytrych, tak naprawdę nic nie znaczące), gwarantująca Polsce spokojne przetrwanie burzowego okresu dzięki trzymaniu się największych. Jednocześnie będzie się starała przedstawiać PiS jako partię antyeuropejskich oszołomów, którzy poprzez swoją politykę mogą doprowadzić w najlepszym wypadku do tego, że nasz kraj pozostałby osamotniony w UE, a w najgorszym - do wyjścia z Unii.
To oczywiście wykoślawiony obraz - PiS zawsze podkreślał swoje poparcie dla obecności Polski w UE - jednak partii Jarosława Kaczyńskiego może być trudno walczyć z tak spreparowanymi oskarżeniami, o ile z prawej strony zacznie ją zachodzić Solidarna Polska, która może sobie pozwolić na bardzo ostrą antyunijną retorykę. Kaczyński, aby nie odpuścić prawej flanki, będzie musiał w jakimś stopniu konkurować z Ziobrą, zarazem jednak będzie dawał argumenty Platformie. Pod tym względem byłaby to dla niego sytuacja bardzo niekomfortowa.
Jedno wydaje się oczywiste: zapowiedź dołożenia się do systemu ratowania euro oraz przyjęcia paktu fiskalnego nie powoduje odpływu wyborców od PO, zaś oskarżanie premiera i szefa MSZ o wyprzedaż polskiej suwerenności nie skutkują wzrostem poparcia dla PiS. Być może zresztą nie taki wcale jest ich cel, a chodzi jedynie o uprzedzenie wspomnianych, ewentualnych działań grupy Zbigniewa Ziobry. Ta oś konfliktu w gruncie rzeczy niczego nie zmieni. Spowoduje po raz kolejny zabetonowanie elektoratów, paraliżując zarazem niemal wszelką merytoryczną rozmowę o faktycznie ważnym zagadnieniu zmian w Unii.
Poza rywalizacją dwóch głównych protagonistów politycznej wojny, najnowszy sondaż przynosi jeszcze jedną ciekawą informację: zamianę na trzecim miejscu. Przez kilka miesięcy Ruch Palikota wyprzedzał - nawet o kilka punktów - SLD. W poprzednim sondażu Sojusz wyszedł wreszcie na prowadzenie, odzyskując pozycję trzeciej siły. Było to jednak zwycięstwo krótkotrwałe. Tym razem znów Ruch Palikota jest górą, choć prowadzi tylko jednym punktem. Pokazuje to jednak, że SLD nadal nie może złapać oddechu, a kilka znanych twarzy RP (można je policzyć na palcach jednej ręki), choć pełnią w życiu politycznym funkcję raczej kabaretową, i tak zbiera więcej punktów niż zgrane postaci tradycyjnej lewicy. Nie wygląda na to, żeby Sojuszowi pomógł wybór Leszka Millera na przewodniczącego i wiele może wskazywać, że następuje trwalsza zamiana na pozycji głównej partii lewicowej.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski