Tusk: Marcinkiewicza jeszcze nie przyłapano na kłamstwie
Kazimierz Marcinkiewicz jest osobą dość wiarygodną z punktu widzenia i opinii publicznej, i większości polityków. To jest ten polityk PiS-u, którego w ostatnim czasie nie przyłapano na kłamstwie. Dlatego po tym, co usłyszeliśmy w ostatnich dwóch-trzech tygodniach, każda z takich przykrych informacji wydaje się prawdopodobna - mówił w audycji "Sygnały Dnia" lider PO Donald Tusk, komentując doniesienia o próbie inwigilacji byłego premiera Kazimierz Marcinkiewicza, które ten potwierdził.
29.08.2007 | aktual.: 29.08.2007 11:33
"Sygnał Dnia": Panie przewodniczący, kolejne gorące informacje polityczne. "Dziennik", pierwsza strona: „Kazimierz Marcinkiewicz na podsłuchu. W grudniu 2005 roku ważny polityk związany z PiS miał prosić szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o zbieranie informacji o urzędującym premierze. Polityk ten nie pełnił żadnej funkcji państwowej. Wczoraj Marcinkiewicz potwierdził ustalenia 'Dziennika'”. Wierzy pan Kazimierzowi Marcinkiewiczowi? Rzeczywiście mógł być podsłuchiwany?
Donald Tusk: Kazimierz Marcinkiewicz jest osobą dość wiarygodną z punktu widzenia i opinii publicznej, i większości polityków. To jest ten polityk PiS-u, którego w ostatnim czasie nie przyłapano na kłamstwie. Dlatego po tym, co usłyszeliśmy w ostatnich dwóch-trzech tygodniach, każda z takich przykrych informacji wydaje się prawdopodobna, chociaż nie wiemy, czy prawdziwa, a na pewno wszystkie te informacje składają się na dość ponury krajobraz, który tym bardziej wymaga wyjaśnienia. Nie tylko ja, przecież to nie jest kwestia jakiejś niezdrowej ciekawości, ale Polacy, jak sądzę, zasługują na to, żeby znać prawdę o tym, kto i jakimi metodami rządził w ostatnich dwóch latach.
Kazimierz Marcinkiewicz mówi: „Żyjemy w państwie orwellowskim”, ale dodaje: „Od dziesięciu lat żyjemy w świecie orwellowskiego »Roku 1984«, wszyscy wszystkich podsłuchują”.
- Po pierwsze nie wszyscy i mam nadzieję nie wszystkich. To, że nie wszyscy, tego jestem pewien. I to nie może być tak, że taka polityczna paranoja, która dotknęła niektórych polityków obozu rządzącego, żeby rozciągnęła się jak choroba zakaźna na wszystkich. Właśnie moim zdaniem po to potrzebne jest wyjaśnienie do bólu całego tego zamieszania, żeby nikomu już do głowy nie przychodziły takie pomysły. Sytuacja trochę przypomina tę z czasów afery Rywina. Ja nie porównuję samych zdarzeń, ale wtedy, kiedy komisja ujawniała cały ten brud wokół sprawy Rywina, to wszyscy w polskiej polityce zaczęli się szybko uczyć tego, co należy, czego nie należy robić. I dzisiaj chyba mamy podobną sytuację. Dzisiaj Polska widzi, czego nie należy robić, i trzeba rządzących tego nauczyć poprzez dojście do prawdy. Czy Marcinkiewicz był kolejną ofiarą swoich kolegów z PiS-u? Niewykluczone. Nie widzę powodu, dla którego miałby takie rzeczy zmyślać. A pan się czuje podsłuchiwany?
- Ja i w czasach komunistycznych, wtedy, kiedy były poważne powody z punktu widzenia władzy, żeby mnie podsłuchiwać, i dzisiaj mówię wszystkim: nie dajcie się zwariować, to znaczy nie możemy zacząć żyć ze świadomością, że komuś (przepraszam za słowo) odbiło, że jakiś minister owładnięty jakąś obsesją i w związku z tym będziemy szeptem gdzieś w lesie rozmawiać o ważnych sprawach państwowych czy prywatnych. Dlatego z góry zakładam, że niezależnie od tego, czy ktoś podsłuchuje, czy nie, trzeba robić swoje i zachowywać się normalnie, bo jeśli my też zwariujemy, to już będzie groźne.
A Roman Giertych jest przywódcą opozycji, Platformy? Taki zarzut wczoraj postawił premier, no i miał na myśli fakt, że w Sejmie inicjatywę ma ewidentnie Roman Giertych. To on narzuca ton, to on proponuje tygodniową przerwę w obradach Sejmu, na co Sejm, w tym Platforma, się godzą.
- Roman Giertych to były wicepremier, jeszcze całkiem niedawny wicepremier rządu Jarosława Kaczyńskiego i wicepremier, który sądzi – czemu dał wyraz – że był podsłuchiwany. Ja nie jestem partnerem politycznym Romana Giertycha, różni nas prawie wszystko, ale nie dziwię się, że szczególnie on jest dzisiaj zainteresowany wyjaśnieniem prawdy, bo to on między innymi na wniosek Jarosława Kaczyńskiego został wicepremierem na nieszczęście polskiej szkoły i tego rządu, ale w momencie, kiedy – wszystko na to wskazuje – on także był inwigilowany, to żarty się kończą, bo jeśli... Proszę zwrócić na to uwagę, że my już się jakby zdążyliśmy przyzwyczaić do tego, że każdego dnia dowiadujemy się o jakiejś sensacji. Ale jeśli rzeczywiście jest tak, że w Polsce służby PiS-owskie podsłuchiwały lub zamierzały podsłuchiwać własnego premiera Marcinkiewicza, dwóch wicepremierów w swoim rządzie, to proszę się nie dziwić, że ci podsłuchiwani wykazują dzisiaj wielką energię, żeby dojść do prawdy.
Ale Roman Giertych chce przede wszystkim rozhuśtać ten Sejm, no i uniknąć wyborów z oczywistych względów – LPR ma bardzo słabe notowania – i Platforma w jakiejś mierze w jego planie uczestniczy.
- Nie, to nieprawda, ponieważ fakt, że chcemy zdobyć jak najwięcej informacji, na tyle, na ile to możliwe, bo dzisiaj rząd Kaczyńskiego blokuje de facto dostęp do informacji, ale jeśli chcemy zdobyć maksymalną ilość informacji o tym, co złego robił ten rząd, to przecież zrozumiałe. Natomiast w środę rozpocznie się to posiedzenie Sejmu, na którym będziemy głosowali samorozwiązanie. I wtedy będzie dopiero prawdziwa próba charakteru. Platforma na pewno ją zda. Jesteśmy po to, żeby doprowadzić do wcześniejszych wyborów i zdania nie zmieniamy w tej kwestii. (js)